Ranek
zastał nas w łóżku (wczorajszy późny powrót od Andre, trwał
jeszcze długo na „białej sali” naszego łózka).
Niespodziewanie zadzwonił telefon – doktorek pytał, w jakiej
kondycji jesteśmy? Odpowiedziałam, że w bardzo dobrej –
usłyszałam śmiech w telefonie, Andre tłumaczył nam, że jego
rodzinka wybiera się na zakupy, a on ma ochotę na wypad 25 km dalej
na inny stok, ponoć bardziej „nadający się do jazdy”.
Nie
chciał tego sprecyzować, powiedział, że pewnie Ty to zrozumiesz
bez tłumaczenia. Popatrzyłam na Ciebie – uśmiechałeś się,
kiwając potakująco głową! Zrozumiałam, że masz ochotę na ten
wypad. Powiedziałam doktorkowi, że potrzebujemy 45 min.
Odpowiedział, że będzie u nas za 45 minut i rozłączył się.
Woda
z cytryną, śniadanie i rozmowa na temat wyjazdu, nie miałam
zbytnio ochoty na ten stok bardziej „nadający się do jazdy”
(moje obtłuczenia nadal były odczuwalne). Po chwili dyskusji
ustaliliśmy, że pojedziesz sam z Andre, obiecałeś mi, że
będziesz uważał na stoku i że wrócisz cały przed wieczorem.
Niby śmialiśmy się z moich obaw, ale ja czułam jakiś dziwny
wewnętrzny niepokój. Rozdarty rękaw Twojej kurtki to mógłby być
dodatkowy argument, żebyś nie pojechał. Mógłby być, ale
widziałam, że masz ochotę, więc przejrzeliśmy kurtki kuzyna –
jedna pasowała na Ciebie idealnie.
Przed
domem doktorek dawał znać klaksonem, że chyba trochę się
spieszy? Długi pocałunek i patrzenie w Twoje oczy, w których
widziałam iskierki podekscytowania poznania nowego stoku.
Odprowadziłam Cię do Jeepa doktorka, zamocowałeś narty obok nart
Andre, pomachaliście mi na pożegnanie i już po chwili auto
zniknęło za drzewami.
Czym
zająć ręce wiedziałam, ale czym zająć myśli? Zacerowanie
rękawa kurtki zajęło mi trochę czasu, przydały się kawałki
materiału,
które wycięłam
z wewnętrznej
części kieszeni moich spodni na narty (i tak „nie używałam”
tej kieszeni).Trochę
zajęło mi gotowanie i sprzątanie w kuchni, później zeszłam do
piwniczki i zrobiłam listę tego, co już zużyliśmy z zapasów
kuzyna, Postanowiłam pojechać do sklepu (musiałam się czymś
zająć). Tym razem dotarłam do Supermarketu bez problemu,
spacerowałam między rejonami, wybierając z polek to, co było na
liście i — dokładając jeszcze trochę innych produktów (w
ramach malej niespodzianki dla kuzyna). Co jakiś czas spoglądałam
na telefon. Milczał uparcie. Ani wiadomości, ani SMS.. nic! Godziny
upływały, a telefon milczał. Moja wyobraźnia zaczęła swoja
prace, pojawiały się obrazy niezbyt przyjemne. Wysłałam SMS-a z
zapytaniem, jak się bawicie? Odpowiedzi nie było! Teraz już
zaczęłam się denerwować. Starałam się nie panikować.. może po
prostu nie ma tam zasięgu? A może telefon masz wyciszony? Po
godzinie zadzwoniłam do zony doktorka z zapytaniem, czy się
odzywał? Odpowiedziała, że nie, ale nie była wcale zdenerwowana,
stwierdzając, że nigdy nie dzwoni, gdy jeździ na nartach.
Pozostało mi czekać nadal, za oknem zaczynała się szarówka,
zaświeciła się lampa na domku. Kwadranse ciągnęły się
niemiłosiernie, za oknem było już całkiem ciemno. Wysłałam do
Ciebie kilka SMS-ów, odpowiedzi nie było, gdy zadzwoniłam, automat
poinformował, że abonent jest chwilowo niedostępny, identyczny
komunikat był u doktorka.
Późnym
wieczorem (pewnie wydeptałam
stale ślady
w wykładzinie,
chodząc
w tę
i
z powrotem) usłyszałam pukanie.
Z duszą
na ramieniu podeszłam
do drzwi, chwile stałam
niezdecydowana co mam zrobić? Może
to ktoś obcy? A
może to np. policja ze złymi
wiadomościami?
Otworzyłam..
za drzwiami stałeś
Ty, z nartami na ramieniu! Zapomniałem
kluczy – usłyszałam. Wpuściłam
Cię
do środka, wtuliłam
się w zimną
kurtkę,
objąłeś
mnie, mówiąc – pozwól
mi się przebrać.
Chwile później siedzieliśmy
blisko kominka z kubkami gorącej
herbaty. Dopiero teraz nerwy zaczęły mnie puszczać.
Opowiadaj – poprosiłam
drżącym głosem.
Oto
co się wydarzyło – dojechaliście bez problemów, dyskutując o
technikach zjazdów. Stok okazał się dużo wyżej w skali
trudności. Duzo ludzi. Pierwszy zjazd był udany, Andre cieszył się
głośno, okazało się, że on uwielbia ryzyko. Kolejne zjazdy. Czas
szybko mijał (gdy się zjeżdża na nartach, nie sprawdza się
upływającego czasu). Zjeżdżaliście kolejny raz — przewróciłeś
się, ale bez żadnego problemu i żadnego urazu (na szczęście),
ale ta chwila opóźnienia spowodowała, że straciłeś z oczu
doktorka. Gdy chciałeś go namierzyć, dzwoniąc do niego, okazało
się, że nie masz telefonu (kiedy i gdzie wypadł z kieszeni? - nie
zapiałeś jej?). Przy wyciągu doktorek czekał (nie widział, że
upadłeś, uznał, że to może już zmęczenie?).Wjechaliście na
gore. To miał być ostatni zjazd – doktorek szarżował i w pewnym
momencie upadł, widziałeś, że próbował się ratować przed
upadkiem wyciągniętą ręką. Nie wyglądało to dobrze, gdy
podjechałeś do niego, miał twarz wykrzywioną bólem. Od razu
powiedział Ci, że pewnie złamał rękę i ze boli go noga.
Kobieta, która zatrzymała się obok, wezwała pomoc. Zwieźli go ze
stoku, Pojechałeś Jeepem za karetka do szpitala. Zanim zrobili
badania, to upłynęło dużo czasu. Na nieszczęście okazało się,
że doktorek ma mocno poobijaną nogę, biodro (nie złamane) a
złamana jest ręką, tuż za nadgarstkiem, Założyli mu gips, nie
wyraził zgody na pozostanie w szpitalu (no cóż? ponoć najgorzej
leczy się lekarzy). Przywiozłeś go do domu (trudno było mu się
poruszać), nawet nie wszedłeś do nich, bo wiedziałeś, że pewnie
umieram z nerwów. Ścieżką przez las wróciłeś. Zamilkłeś i
zapanowała cisza. Patrzyłam na Ciebie, powiedziałam tylko – to
mogłeś być Ty.
Popatrzyłeś
na mnie i powiedziałeś — wszystkiego nie da się przewidzieć.
Byleś
zmęczony. Bardzo.
Powstrzymałam
napływające łzy.
Później
w łóżku, przytulona do Ciebie i słuchając Twojego ciężkiego
oddechu, myślałam, jak niewiele trzeba, by wszystko nagle się
skończyło. Myśli moje wirowały pod sufitem. Jak dobrze, że
jesteś..
Podświadomość
ostrzegała mnie przed Waszym wyjazdem, ale jak zatrzymać coś, co
na starcie nie wygląda źle? Są zdarzenia nagle, których nie da
się przewidzieć. Nie da się przesiedzieć życia w czterech
ścianach, bo i tam może nas spotkać coś złego.
Czy
powiedziałam Ci wszystko, co zawsze chciałam powiedzieć?. Czy Ty
powiedziałeś mi słowa, które powinny paść? A gdyby zabrakło
nagle szansy na to?
Obiecałam
sobie, że
nigdy nie będę odkładała ważnych slow na później.. bo tego
„później” może nie być. Te dni urlopu (wszystkie zdarzenia)
doskonale nam to powinny uświadomić. Jesteśmy
jak piórka
na wietrze
jak
pył
widziany
w promieniach słońca – to nic trwałego (niestety). Nie
odkładajmy niczego na potem.
Uświadomiłam
sobie, że te dni urlopu są dla nas swoistą lekcją życia..
cdn
Milena 775
foto-net |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję bardzo za każdy komentarz..