środa, 25 stycznia 2017

..kokos...







Opowieść żony:

Miałam ochotę na kokosa. Kupiłam sobie kokosa, przyniosłam do domu, chciałam rozłupać. Po 40 minutach bezowocnego łupania (a właściwie owocnego – połamane nożyczki, rozcięta ręka, zbite dwie szklanki, w które walnął kokos, kiedy wymknął się z moich rąk…) postanowiłam cisnąć go z 5 piętra na chodnik. Poczekałam, aż zrobi się późno. Na wszelki wypadek wzięłam kartkę, napisałam wielkimi literami „Kokosa nie żreć!”, zeszłam na dół i położyłam kartkę na chodniku. Wróciłam do domu i z całej siły cisnęłam kokosem przez okno. Kiedy zbiegłam na dół, na chodniku obok kartki siedział kontuzjowany młody człowiek, o dziwo – przytomny, ale przymulony. W ręku trzymał kokos. CAŁY! Wyleciałam z mieszkania w koszuli nocnej, przezroczystej, bez bielizny… Przerażona zadzwoniłam na pogotowie i pojechałam z moją ofiarą do szpitala… Tak się poznaliśmy.

Opowieść męża:

Wracałem do domu, spokojnie, nie zaczepiałem nikogo… Patrzę – na chodniku kartka „Kokosa nie żreć!”, zatrzymałem się, rozejrzałem – nikogo nie ma. Stoję sobie z minutę, słyszę świst taki z góry… A potem jak przez mgłę pamiętam… Jak się ocknąłem, to byłem już żonaty…”

A kokos stoi sobie u nich w domu na komodzie. CAŁY.

Taka sytuacja :)

Po Pierwsze Ludzie/net





foto-net

2 komentarze:

  1. ..hahaha..nie zbadane są wyroki nieba!Oryginalny aczkolwiek bolesny sposób na życie we dwoje 😀😀😀 Pozdrawiam Milenko serdecznie 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ..czasem coś dzieje się w zupełnie nieoczekiwany sposób....masz racje Małgosiu :)) serdeczności....

      Usuń

Dziękuję bardzo za każdy komentarz..