niedziela, 31 grudnia 2017

2017









W pokoju rozświetlonym migoczącymi lampkami na choince i płomieniami palących się polan w kominku siedzi bardzo zmęczony stary człowiek.. Nie ma zadowolonej miny - nie udało mu się wykonać wszystkich zaplanowanych zadań. Nie wszyscy są zadowoleni. Tak duzo osób odeszło na druga stronę światła, a on nie mógł ich zatrzymać. Tyle osób walczy z chorobą, a on nie zawsze mógł pomoc. Tyle biedy wokoło - starał się, ale.. musi zostawić ciąg dalszy następcy. Tyle wojen o rzeczy ważne ale i zupełnie nieistotne, walczący są głusi na argumenty. Natura.. jej kondycja coraz gorsza i mimo, ze zrobił dużo dla niej, ze smutkiem patrzy jak cierpi i jak beztrosko ludzie nadal nie widzą własnych błędów. A to wspólna sprawa. Zmęczone oczy przymyka drzemka. Jeszcze jeden dzień i później ten głośny wieczór i noc, gdy ludzie cieszą się, że on już odchodzi a jednocześnie tak raduje ich, że nowy już jest z nimi. Cieszą się głośno, strzelają korki od szampanów i petardy.. a on chciałby w ciszy powiedzieć ludziom, że bardzo się starał... i że, nowy?.. przecież nie wiedza, jaki będzie, czy zdoła sprawić, że będą zadowoleni?.. Odpoczywa, by przeżyć te ostatnie godziny z wszystkimi, z którymi był tyle dni.. Wiec żegna się w myślach z każdą dobrą chwilą i przeprasza, że nie udało mu się być lepszym niż był.
*
Ja życzę każdej osobie, by nadchodzący 2018 rok - był lepszy, by dobre zdrowie i dobre dni były dla nas czymś zwyczajnym. Niech szczęście nie gubi naszego adresu!.. 

Milena775


foto-pixabay

niedziela, 24 grudnia 2017

Magia świąt..








Spokojny przedświąteczny wieczór.. Tu gdzie mieszkam nie ma szaleństwa przygotowań ( o ile nie jesteś w otoczeniu dużej rodziny). Mieszkanie udekorowane, choinka stroszy swoje ciemno-zielone igiełki przystrojone dekoracjami w barwach czerwono-białych ( jak co roku).. W tle sączą się przyjemne nutki kolęd.. W necie czytam o " magii świąt"?.. Od dawna już jej nie ma, czy może jest?. Pamiętam Święta, gdy byłam mała dziewczynką.. w dużym pokoju pomiędzy oknami stała choinka. Prawdziwa, pachnąca lasem i czymś tajemniczym.. taka "do sufitu", na jej gałązkach w uchwytach prawdziwe świeczki, które zapalał mój Tata, tylko wtedy, gdy byliśmy wszyscy w pokoju. Papierowe długie i bardzo kolorowe łańcuchy, misternie klejone palcami dzieci i kobiet z rodziny (zawsze przyjeżdżali 3-4 dni wcześniej, przed Wigilią).. Czerwone małe jabłuszka, orzechy w sreberkach, ciasteczka o różnej formie na czerwonych wstążeczkach długie cukierki w błyszczących kolorowych papierkach i wiele innych ozdób wykonanych w domu z bibułki, kolorowego papieru, waty.. Miedzy tymi cudami duże delikatne bombki, których nie należało dotykać.. W Wigilie pod choinka pojawiały się paczki, starannie zapakowane i zawsze w tym czasie, gdy dzieci były wołane do innego pokoju, by zająć się czymś " bardzo ważnym". Mam w pamieć scenę świątecznego dnia, ja wystrojona w sukienkę z falbankami, białe rajstopki i lakierki, a w moich długich warkoczach wielkie nastroszone białe kokardy - siedzę na kolanach mojego Taty i słucham z przejęciem opowieści.. pozostałe dzieci z rodziny, siedzą na kanapie równie jak ja zasłuchane.. Za oknem sypie śnieg. Mieszkanie pachnie ciastem i wykrochmalonymi firanami.. Magiczne święta, duża rodzina, słowa miłości, miłe gesty.. to "coś"szczególnego unoszącego się w powietrzu - dużo śmiechu, kolędy - gdy ważniejsze od prezentów i tego co na stole była bliskość ludzi, którzy kochali się i z wielką przyjemnością świętowali razem..
Święte słowa ks. J. Twardowskiego - " śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą" - są tak prawdzie, ze aż bolą, wiedza o tym ci, którzy już stracili kogoś bliskiego. Powrotu nie ma, żal, który pozostanie, gdy ktoś spóźnił się z okazaniem miłości, będzie długi i bolesny.. Zbliża się Wigilia - ponoć nawet zwierzęta mówią w tym czasie ludzkim głosem.. porzuć złe humory i złość, zapomnij o obojętności, wyciągnij rękę do zgody. Zadzwoń do kogoś, kto długo czeka na znak od Ciebie.. Powiedz coś miłego, komuś kto jest tego wart.. Tak niewiele trzeba, by okazać empatię, by pozytywne emocje wywołały uśmiech kogoś.. Niech Wigilia będzie skromna na stole (bo nie o przepych jedzenia chodzi w święta), ale bardzo bogata w empatię i miłość do drugiego człowieka. Niech życzenia zdrowia i szczęścia będą szczerze mówione. Niech prezenty cieszą a nie złoszczą( nawet te nietrafione).. Niech Święta nie będą tylko forma objadania się( żołądek jest ten sam w święta czy poza nimi) - te Święta mają inny przekaz.. Nie zmuszajmy nikogo do ," świętowania" według naszego planu, niech każdy ma okazję spędzić te Święta tak jak lubi. To powinien być czas radości. Spokoju dla jednych a cierpliwości dla innych.. te dni tez mina, szkoda czasu na nerwy. Spokojny przedświąteczny wieczór, moje myśli krążą daleko, w sercu mam spokój i zrozumienie, ze nie wszystko bywa możliwe..
A magia świat?.. tak prawdę mówiąc magia świąt zależy tylko od nas, bo mamy ja w sercu..(albo nie)...

Milena 775


foto-net

piątek, 22 grudnia 2017

Nadzieja..









Nadzieja ma kolor zieleni.. ( ja w to wierze).
Nadzieja.. słowo, które może znaczyć duzo ale tez słowo, które nie do wszystkich dociera swoja mocą i często słyszymy albo czytamy że " nadzieja matką głupich", (zanim w życiu nie zaczną się dziać sprawy, które potrzebują właśnie nadziei, bo tylko ona jest z nami do końca)..
Często używamy tego słowa w życiu codziennym wyrażając nasze życzenia czy pragnienia, nawet te dotyczące spraw bieżącego dnia - mamy nadzieje, "że jutro będzie ładniejsza pogoda, że ktoś do nas zadzwoni, że ktoś szczęśliwie dojedzie do domu, że ktoś wyzdrowieje, że dostanie prace"..- Mamy nadzieję.. Jeśli przez moment zastanowimy się to sami zauważymy, że słowo nadzieja jest ciągle w naszych rozmowach. Kiedy w naszym życiu, albo w życiu kogoś bliskiego dzieje się coś złego, nasza nadzieje zmienia się w wielką nadzieje i przybiera postać specyficznej modlitwy. Jeśli jesteś kobietą, to znasz to dobrze - rodzisz dziecko, to masz wielką nadzieje, że poród odbędzie się bez powikłań i urodzisz zdrowe dziecko. Gdy nagle po urodzeniu zdrowego dziecka pojawiają się komplikacje, to wzywasz do siebie nadzieję modląc się o przeżycie ciężkiej operacji, bo kto wychowa twoje dziecko?.. I wierzysz w to, że zostanie to wysłuchane. Tak, towarzyszy nam w chwilach trudnych, gdy zostajemy sami ze swoich bólem, strachem i tylko ona jest ze mną, gdy działania anestezjologa przenoszą moją świadomość w niebyt. To ona siedzi obok patrząc na mnie wielkimi zielonymi oczami, gdy onkolog mówi słowa, których nie chce zrozumieć, bo jak zrozumieć słowa, które są wyrokiem dla kogoś, kogo kochasz bardziej niż siebie? To właśnie do nadziei zwracam się, licząc, że jeszcze nie wszystko stracone w tej trudnej walce. Niestety, czasem coś bywa zupełnie beznadziejne.. tzn. bez cienia nadziei.. I to ona znowu jest ze mną, gdy kilka lat później, (jeszcze nie pogodzonej z tamtą przegraną walką.. z choroba męża) gdy inny onkolog mówi że, teraz ja muszę powalczyć.. Przez łzy widzę tylko rozmazany zielony kolor wokoło mnie. Ogromne zielone oczy nadziei patrzą na mnie spokojnie. A ja mam tylko ją. Tylko to zielone spojrzenie wyzierające z każdego kąta. Tylko ona jest ze mną.. to tylko tyle a może aż tyle?, bo mój syn student, ma przerażenie w oczach. On ma tylko mnie,( a ja tylko jego), wiec przytulam do siebie mocno te zieleń i proszę, żeby mnie nie zostawiła. Jest ze mną. Była ze mną do ostatniej chwili przed operacją i zaraz gdy otwieram moje oczy widzę, że siedzi wygodnie oparta o łóżko. Uśmiechnięte zielone ślepska patrzyły na mnie spokojnie. To ona była ze mną na każdej terapii - trzymała moje palce ściskając je lekko, żebym pamiętała, że jest tuz obok. Nadzieja - moja przyjaciółka, to z nią robię kontrolne badania i z nią bywam u onkologa i wszędzie, gdzie obecność nadziei jest dla mnie ważna, bo tylko ona mi towarzyszy w każdym trudnym momencie i ja mam tego świadomość.. Zawał przyjaciela.. strach.. i długie milczenie z jego strony (mieszkamy daleko od siebie).. to właśnie nadzieja pozwoliła mi wierzyć, że wszystko jest i będzie dobrze - to są takie trudne momenty, kiedy ona pozwala przetrwać. A moja nadzieja ma jeszcze nierozłączną przyjaciółkę - cierpliwość. Ta wspaniała para duzo znaczy w moim życiu. 
Gdy nie ma się najbliższej rodziny to trzeba mieć nadzieje, że.. 
(zakończeń tego zdania jest wiele). 
Oczywiscie byłoby zbyt pięknie, gdyby to było panaceum na wszystkie problemy i kłopoty. Ale ważne, ze często sprawy jednak kończą się pozytywnie, bo przeciez wiara czyni cuda a nadzieje przynosi ulgę.. tak często potrzebną.
Życie jest jakie jest, trzeba je przeżyć najlepiej jak potrafimy. Jedni mają prościej - może ich karma jest właśnie taka? A innym problemy sypią się pod nogi jak w tym opowiadaniu, gdzie jeden zbędnie ruszony kamień uruchamia lawinę innych.. Nadzieja jest potrzebą naszej podświadomości i duszy, bo chcemy mieć pewność, że ona może zmienić to, co jest dla nas w danej chwili najważniejsze.. a co nas przeraża.
Dobrze, że jest od zawsze z nami.. Św. Paweł w liście do Koryntian w "Hymnie o miłości" wymienia ją jako jedną z trzech cnót najważniejszych dla człowieka - "Obecnie więc trwają wiara, nadzieja i miłość—wielka trójka(..)" 
Kazdy odbiera to indywidualnie, w zależności jak to rozumie i jak bardzo potrzebuje w swoim życiu nadziei.


Milena 775



foto-net












środa, 20 grudnia 2017

Skok..









"Dotarłam do krawędzi.
Przegapiłam moment, gdy nasze niezbyt szczęśliwe życie rodzinne przekroczyło jakąś niewidzialną granicę, za którą była już tylko przepaść. To właśnie na krawędzi tej przepaści balansowałam resztką sił, usiłując utrzymać się i nie zrobić czegoś nieodwracalnego. Z przodu było nieznane, z tyłu – mrok i koszmar, a na krawędzi – ja, zakładniczka, która się panicznie boi.
Jakim cudem stałam się zakładniczką? Podobnie jak miliony innych kobiet: marzyłam o trwałej rodzinie i kochającym mężu. Myślałam, że takiego właśnie znalazłam, a po ślubie zrozumiałam, że nie jest wcale taki, jak mi się wydawało. Znana historia – pił, bił, obrażał, był zazdrosny. Trzeba było już wtedy uciekać, ale dziecko jeszcze miałam przy piersi, które ciągle chorowało, a ja bez pracy… Nie miałam wtedy do tego głowy. A potem? Potem stałam się zakładniczką sytuacji. Krewni i przyjaciele i najbliższa rodzina – wiedzieli o wszystkim i doradzali jak mogli najlepiej:
- Dziecko potrzebuje ojca, - słyszałam to tyle razy… Ciężko z tym polemizować – owszem, potrzebuje…
- Nie możesz zhańbić rodziny rozwodem, - powtarzała matka swoją mantrę, a ja miałam poczucie winy, że ona - taka wspaniała, wzorowa matka i żona - będzie musiała się przyznać, że źle wychowała swoją córkę.
- Całkiem chłop bez ciebie zginie… przecież trzyma się tylko ze względu na rodzinę… zastanów się dobrze, - ciężko wzdychała teściowa i było mi wstyd: faktycznie, jestem przecież mu poślubiona, składałam przysięgę, czy mam zatem prawo zrzucić z siebie ten ciężki krzyż?
- Kto cię z tym bagażem zechce? – uświadamiała mnie koleżanka. – Dobry mąż w naszych czasach to deficyt, spójrz, ile jest wokół wspaniałych dziewczyn i każda chce za mąż, a ty będziesz rozwódką z dzieckiem – szans nie masz żadnych! W najlepszym razie zamienisz siekierkę na kijek – po co ci to?
Więc się bałam. Bałam się, że będę do końca życia sama, że syna będę musiała sama wychować…Albo, że trafię na jeszcze gorszego. Mój przynajmniej ma złote ręce jak nie pije… No i syna kocha…
Zwlekałam z decyzją tak długo, jak byłam w stanie – dopóki nie stanęłam przed wyborem: skoczyć i się zabić albo wrócić do piekła, w którym będę żywą zakładniczką. I nagle odezwała się Przepaść we własnej osobie…
- Dlaczego chcesz się koniecznie zabić? – spytała.
- Nie chcę, ale nie mam wyboru. Albo wstecz albo w dół.
- Jak chcesz w dół, to pewnie się zabijesz, chociaż nie jest to jeszcze takie pewne. Może się czegoś chwycisz po drodze – krzaka, korzeni…
- A jeśli nie zdążę?
- Wybierz inny tor lotu.
- A są inne?
- Pewnie! Możesz podskoczyć do góry i zobaczyć, co się stanie. Albo przeskoczyć na drugą stronę. Albo zbudować most.
- Nie umiem budować mostów i nie mam budulca. A do góry albo na drugą stronę to się boję. Nigdy tego nie robiłam!
- No to co? W piekle też nigdy nie żyłaś, a jednak spróbowałaś i co? Przyzwyczaiłaś się jakoś…
- Nie przyzwyczaiłam się – dlatego tu jestem. Teraz to mi wszystko jedno, żal mi tylko syna…
- A nie żal ci trzymać go w piekle?
- Czego ty chcesz ode mnie?
-Żebyś skoczyła! Żebyś przynajmniej spróbowała!
- Boję się, że sił mi zabraknie…
- Nie zabraknie, jeśli naprawdę będziesz chciała coś zmienić w życiu.
Podeszłam bliżej krawędzi i zajrzałam w nicość – zobaczyłam mgłę i nic więcej. Nic, co pozwoliłoby na określenie głębokości – być może wynosiła ona 3 metry, a może 300… Obejrzałam się. Tam, z tyłu stali wszyscy i patrzyli na mnie – niektórzy z przerażeniem, a inni oskarżycielsko…
- Zniszczysz bezpowrotnie wszystko, co miałaś! – złowieszczo wysyczała mama.
- Oj, straszny błąd popełnisz! Straszny! – biadoliła teściowa.
- Zabijesz się, głupia! – płakała koleżanka.
- Skacz, skacz, no dalej – jeszcze przypełzniesz na kolanach, będziesz mnie błagać o wybaczenie, - bełkotał z pijackim uśmieszkiem mąż, otwierając kolejne piwo.
To był kres… Zrozumiałam nagle, że jeśli nie skoczę, to umrę. Cokolwiek czaiło się tam, w strasznej, nieznanej przyszłości – było to lepsze od tego, co znajdowało się za moimi plecami. Najpierw zdjęłam z siebie poczucie winy, złożyłam ładnie i położyłam na ziemi. Obok położyłam wstyd, niepewność, wątpliwości, a na samym wierzchu – strach. Po co mi te obciążenia w czasie lotu? Od razu zrobiło mi się lżej, nawet się uśmiechnęłam. Następnie mocno przytuliłam do siebie syna, wzięłam solidny rozbieg i skoczyłam. Skoczyłam w górę, a nie w dół, bo poczułam moc i chciałam sprawdzić, jak to będzie.
I nagle… Zrozumiałam, że lecę! Zamiast spaść – szybowałam, a za moimi plecami szeleściły skrzydła, które nie wiadomo skąd się wzięły. Spróbowałam nimi sterować i teraz mogłam lecieć w każdą stronę – w prawo, w lewo, dokąd zechcę! Skąd one się wzięły?
- Skrzydła ma każdy, ale wielu ludzi nawet nie podejrzewa, że je ma - wyszeptała Przepaść. 
– Życie doprowadza ich do skraju nicości właśnie po to, by polecieli. A czy w górę, czy w dół – to już każdy sam wybiera…"

Na motywach opowiadania Iriny Sieminoj. Przekład I.Z.
Po Pierwsze Ludzie
 

foto - Erin Graboski

wtorek, 19 grudnia 2017

Samotne święta..








Za siódmym morzem
zupełnej obojętności
ludzkiego istnienia
zabiegane
przygotowania
do świętowania
odbierają
możliwość widzenia
zwyczajnej biedy
starej samotności
cichej rozpaczy
Głośne świętowanie
skutecznie zagłusza
dźwięk łyżeczki
w szklance chłodnej
cienkiej herbaty
za ścianą bez świąt
slogan
"nikt nie powinien
być sam w ten dzień"
dźwięczy echem
w pustych korytarzach..

Dawno temu w Polsce, świętowaliśmy z nasza sąsiadką.. starszą, sympatyczną osobą, dla której dzieci "nie miały czasu". Zawsze mówiła o nich z miłością i smutkiem w oczach.. Pamięci każdej takiej samotnej osobie 

Milena 775

foto-Demotywatory

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Święta?










Święta
Słowo migoczące
Lampkami na choince
Pachnące makowcem
i korzennym piernikiem
Wspomnienia
Smaku barszczu
Czerwieniącego uszka
Karpia skwierczącego
Na dużej patelni
Święta
Talerzy ubywających
Z wigilijnego stołu
Kolęd milknących
W brakujących ustach
Marzenia
Zamknięte w bombkach
Ozdobą na drzewku
Smutki wplecione
W długie łańcuchy ozdób
Zadumanie
W Wigilijny wieczór
Narodziny Nowego
miłością znaczone
I cichą modlitwą
Nadzieja
Uśmiechem ubiera
Przyszłość nieznaną
Zamazując smutki
Przeszłości
Święta?...
Dwa talerze na stole
...

Milena 775




foto-net






niedziela, 17 grudnia 2017

Czas..








Tyle słów
tyle zdarzeń
tyle myśli
tyle emocji
tyle pragnień
i taki tłum 
ludzi różnych
i tylko jeden
bezpowrotnie
zdolny zmienić
wszystko -
czas..

Milena 775


foto-net


sobota, 16 grudnia 2017

On..










Ona
Delikatna
Nieśmiała
Zasłuchana
W głos duszy 
Wierzy
W dobro ludzi
Miłość prawdziwą
Przyjaźń i szczęście
On
Chłodny i nieufny
Narcystyczny
Zbyt obojętny
Na sentymenty
Na miłość
Dlaczego
W jej sercu
Właśnie
On..


Milena 775



foto-pixabay

piątek, 15 grudnia 2017

Zamknięte oczy..






Zamykam oczy
i już trzymasz
moja rękę
w swojej dłoni
dokładnie 
ułożone palce
pierwszy
drugi
trzeci
czwarty
piąty
wszystkie
obejmują moje
czuje delikatność
ciepło
i czułość dotyku
jak żyć
z zamkniętymi oczami ?..

Marlena 775

foto-net


środa, 13 grudnia 2017

Listy..






Noc nie daje spać, urządza spotkanie z wichurą . Ostatnie listki zostały postrącane z gałęzi, z parapetu sąsiada z trzaskiem spadła doniczka, lądując głośno w wewnętrznym pasażu. Słyszę, jak nade mną łopoczą skrzydełka wentylatora w kominie wentylacyjnym. Leżę spokojnie i myślę o tych wszystkich sprawach, które zamieniłam w mrowie slow na kartkach, później starannie zrolowałam kartki i delikatnie wsuwałam do butelek. Korki zostały dokładnie wciśnięte i zalakowane.. Dość długo czekały na odpowiednią chwile, by je wysłać. Wiedziałam, że znajda adresata tam gdzieś w przestrzeni miedzy.. a miedzy. Doskonale znały, kto to jest, bo niezmiennie pisze do tej samej osoby. Listy były różne, jak różne bywają myśli, jedne świeciły radością, a inne były wilgotne od smutku i łez. Te ostatnie były lodowate od stresu i strachu. Czułam od wielu dni ten chłodny przeciąg myśli na moich plecach. Jak pozbyć się tego? Nie wiem.. jeszcze nie do końca potrafię, ale wiem, że trzeba to z siebie wyrzucić. Jak żyje się od badania do badania, od wyniku do wyniku to wie tylko ten, kto podobnie jak ja przechodzi przez to i wie, że nie może inaczej, bo ten złośliwy "zwierzak" wymaga czujności. Pół roku względnego spokoju, gdzie każdy ból albo dziwna reakcja wewnątrz organizmu zapala natychmiast czerwony sygnał alarmu. Później szereg badan — mniej i bardziej nieprzyjemnych, a zimne macki strachu oblepiają każdy kawałek skory. Czekanie na wyniki jest jak bardzo plastyczną gumą do żucia.. ciąąągnieeee się niesamowicie długo!. Wreszcie wyniki już są i stres nie pozwala nacisnąć klawisza, by je odczytać. Teraz już wszystko wiesz i czujesz ogromną ulgę, bo wyniki są dobre! Ta ulga przekłada się na różne rzeczy.. ciało reaguje zwolnieniem funkcji, nic nie boli, a za chwile boli wszystko i znowu nic nie boli — mięśnie przestają być spięte, w głowie nagle przestają wirować setki myśli i robi się cicho.. Jesteś jak balonik, z którego nagle wyszło powietrze, Na wizytę u onkologa możesz już czekać bez nerwowego zaciskania palców.. Kolejne pół roku przed tobą!.. Kiedy te odczucia zamieniam na czarne mrówki liter i widzę, jak na białej kartce powstaje tekst, który już przestał mnie bolec, to też rodzaj ulgi. Jutro zacznie się nowy dzień i obojętnie jaką pogodą przywita mnie poranek, to będzie całkowicie piękny dzień, bo nadal jestem tu z wami.. Wiec roluje kolejną kartkę i starannie umieszczam w butelce a później korek i lakowanie, by bezpiecznie dotarła w ręce, tego, który z uwagą ją przeczyta.
Wichura nadal hałasuje za oknem. Dzisiaj już za późno, by wrzucić butelki w przestrzeń fal magnetycznych, emocjonalnych i czasowych. Pozostaną w moich snach aż do odpowiedniego momentu, gdy przestrzeń naszej galaktyki będzie gotowa nieść moje listy do adresata.. To takie morze marzeń, które nie ma ograniczeń ziemskich.
Tekst z dedykacją, dla tych osób, które doskonale znają ten „styl życia”.. Od wyniku do wyniku co sześć miesięcy.. Wiem doskonale, że jest nas dużo.. 

Będzie dobrze!.. Musi!..

Milena 775


foto-pixabay

piątek, 1 grudnia 2017

Grudzień..






Grudzień
odwiedza Ziemię
zagląda 
w okna domów
Nad ranem
rysuje witraże
zmrożonym oddechem
po szybach
Sypnie śniegiem
zaskrzypi mrozem
dziwią go 
zabiegani ludzie
Kończąc wizytę
zostawia 
rozświetlone choinki
miłość i nadzieję 
Odchodzi radośnie
fajerwerkami 
znacząc niebo
na szczęście..


Milena 775




foto-pixabay

niedziela, 26 listopada 2017

Myśli..








Późny wieczór, cisza otula jak miękki szal utkany z moich dobrych myśli. Stoję w oknie i patrze na granat nieba poprzetykany błyszczącymi punkcikami gwiazd. Widzę, jak moje myśli szybują w jedną i druga stronę zostawiając za sobą mieniący się kolorami "ogon komety". To wspomnienie ludzi, których spotykałam w realu i w świecie wirtualnym pełnym iluzji. Jak bardzo różnią się od siebie. Mało jest — niestety — ludzi przepełnionych miłością i życzliwością — pulsujących na zielono.. A jednak takich spotkałam. Wielokrotnie widziałam ludzi zaaferowanych natłokiem spraw codziennych, które jak czarne metalowe kulki obciążają obraz rzeczywistości i nie pozwalają popatrzeć z uśmiechem na innych. Czasem puszczam w ich stronę błyszczącą kulę dobrych myśli. Wyciągam dłoń przyjaźni. Spotykam osoby zazdrosne, a nawet zawistne, otoczone wibrującym kolorem orange, całkowicie zatraciły w sobie życzliwość dla drugiego człowieka. Zazdrość — po co? w jakim celu? Każdy ma swój indywidualny program przeżycia, zazdrość innych niczego nie zmienia w tym programie, a tylko frustruje zazdroszczących. Brak tolerancji i nieumiejętność wybaczania błędów drugiego człowieka, są jak fioletowe wykrzykniki w moich myślach. Są też inne intensywne kolory, które swoim negatywnym pulsowaniem ranią zmysły. Każdy z nas widzi subiektywnie otaczające nas życie i ludzi, co nie oznacza, że się nie myli, nieomylnych nie ma. Więcej tolerancji zmieniłoby barwy na duzo łagodniejsze w odbiorze. Zycie jest zbyt krótkie, by tracić cenne minuty na negatywne odczucia.
Chwile pozostaje bez ruchu, śledząc drogi moich myśli wśród gwiazd.
Są takie, które popędziły daleko w ciemność, pobłyskując na czerwono.
Sledze ich trajektorie moim wewnętrznym panelem nawigacji, a przecież dobrze wiem, gdzie tak szybko poszybowały. Tam daleko jest ktoś, kto nie śledzi nieba, dla którego gwiazdy to tylko część nocy i nie wierzy, że myśli wędrują między nimi.. Razem z moimi dobrymi przemyśleniami posyłam dużą porcję dobrej energii, z wiarą, że potrafi to odczytać.
Mówią, że wiara czyni cuda.
Zostawiam moje odczucia krążące we wszechświecie jako dobrą energię..


Milena 775



foto-pixabay

wtorek, 7 listopada 2017

Noc..









Dzień spokojnie pozamykał okna i drzwi do jaśniejszej części codzienności i oddal klucze w spracowaną dłoń nocy.
Cisza wypełzła ze swojego kąta i rozsnuła swoje misternie tkane koronki milczenia, to pora, gdy myśli prostują swoje kwadraty i sześciany wiedzy bardzo potrzebnej albo zupełnie zbędnej panoszącej się w naszych szarych komórkach. Serce przesuwa zapadkę przekładni na niższy poziom stukania i zmniejsza sile pompowania krwi do otworów zastawnych, mocna membraną bezpieczeństwa. Odpoczynek i relaks, rozsiadają się wygodnie w bujanych fotelach, czekając na przybycie snu. Noc sprawdziła, czy wszystko gotowe jest, na przyjęcie marzeń i zauważyła, że w pewnym domu, na początku ulicy, na trzecim pietrze ktoś nie szykuje się do spania. Zaciekawiona podpłynęła bezszelestnie do okna. Księżyc zaglądał jej przez ramię.
Kobieta w pomieszczeniu, w kręgu ciepłego światła lampki układała do szufladek chińskiej komody swoje wspomnienia. Szufladki wyłożone były aksamitną tkaniną, by wspomnienia czuły komfort odpoczynku. Każde brała do ręki, uśmiechała się do nich, czasem przytulała do serca, a czasami coś do nich mówiła. Delikatnie wkładała do poszczególnych maleńkich szufladek i zamykała jedna po drugiej. To był dzień pełen emocji, przyniósł ze sobą duży worek wspomnień, trochę smutku i odrobinę uśmiechu. Teraz gdy wszystko poukładała w szufladki, czuła rodzaj ulgi i zadowolenia. Później spokojnie wzięła w dłonie duże zdjęcie stojące przed nią, przez moment patrzyła w oczy mężczyzny na zdjęciu. Spokojnie przytuliła portret do serca, obejmując go ramionami. Oparła plecy, zamknęła oczy i pozostała dłuższą chwilę bez ruchu. Noc patrzyła bezgłośnie na scenę w pokoju i nagle zauważyła, że spod zamkniętych powiek wypłynęła wielka łza mieniącą się uczuciami. Zawstydzona odpłynęła spod okna, poczuła się niezręcznie, podglądając taką intymną chwile. Księżyc zakrył swoją pyzatą twarz ciemną kłębiastą chmurą. Noc obiecała sobie, że przyśle tej kobiecie piękny sen, by poczuła się lepiej w swoim świecie, do którego tak niechętnie wpuszczała smutek i zwątpienie.
Tymczasem noc miała jeszcze wiele spraw do załatwienia, musiała przepytać sen co przygotował. Po dniu tak bogatym w emocje, każdy powinien odpocząć przed wejściem w kolejny dzień.
Motyle snów już rozpoczęły swój nocny taniec w swietle księżyca..
Gdzieś daleko, w kraju o innej tradycji, na cmentarzu okrytym czarną peleryną ciemności płonęły spokojnie znicze. Wbrew zasadom. Postawione potrzebą kontaktu z duszą, która potrzebowała tego światełka miłości i pamięci..



Milena 775


foto-pixabay

niedziela, 5 listopada 2017

Zatrzymaj się..








Zatrzymaj się
zobacz siebie
jesteś
śmiejesz się
oddychasz 
płaczesz
kochasz
Czasem czujesz
serce zwalnia
płytki oddech
uśmiech znikł
kapią łzy
odszedł ktoś
pustka
Zatrzymaj się
oczy przymknij
jestes częścią
cudu życia
otocz siebie
ramionami
żyj..


Milena 775



foto-imgED






piątek, 3 listopada 2017

Dla Ciebie..






Dla Ciebie
wiersz napiszę
marzeniem
nieba dotknę 
wyproszę uśmiech
szczęścia
Dla Ciebie
obraz namaluję
słowami
wyśpiewam
miłość nut
dźwiękiem
Dla Ciebie
zmienię dzień
i nocy czerń
ubarwię
codzienność
magią uczuć
Dla Ciebie...


Milena 775


foto-pixabay

czwartek, 2 listopada 2017

2 listopada








Wczorajszy jesienny spacer w poszukiwaniu odrobiny relaksu po dniu gdzie kłębiły się opary obowiązków, koniecznych działań i lekkiej irytacji bezmyślnością ludzi, ciągle spieszących się do tego, co przecież i tak nieuniknione. Pozostawiłam nogom możliwość wyboru celu, głowę starałam się przewietrzyć z wszystkiego, co zbędne wieczorem.
Gdy podniosłam wyżej oczy, stałam przed potężnymi drzwiami kościoła. Patrzyły na mnie głowy rzeźb z ogromnymi oczami bez wyrazu. Od lat patrząc pustym wzrokiem w przyszłość? a może w przeszłość?
Popychając ciężkie drzwi, zostałam wchłonięta, w ciemna czeluść kościoła, z charakterystycznym zapachem kadzidła, świec i tej ledwo wyczuwalnej ... tajemniczego misterium .. Ciemność rozświetlały tylko płonące świece na stojakach i dwie małe lampki wysoko na ścianie.
Półmrok odpowiadał świetnie spokojnej zadumie. Wrzucając monety, płacąc za świece, drgnęłam, nie spodziewając się aż tak ostrego dźwięku w metalowej skrzynce..Pusty kościół pomnożył efekt dźwięku. Przez moment trzymałam w palcach długie czterdziesto-centymetrowe świece. Myśli popłynęły daleko, czułam, jak bez wysiłku mijają granice. Spokojnie zapaliłam pierwszą z nich, wyszeptałam intencje.. i tak trzy razy. Skupiona wzrokiem na płomieniach świec, wewnętrznej modlitwie i wspomnieniach, nawet nie zauważyłam osób, które podobnie jak i ja w skupieniu zapalały świece obok. Oczami wyobraźni widziałam dusze moich bliskich, jak falowały wokoło płonących świec, promieniując zadowoleniem i dobrą energią. Moja podświadomość delektowała się tą animacją, budząc endorfiny zadowolenia w mojej duszy.. Wiedziałam, że teraz mogę spokojnie wrócić do domu. Moja dusza i serce były spokojne, wiedząc, że światło świec karmi dobrą energią dusze moich bliskich po drugiej stronie światła. Od dawna dzień 02 listopada jest szczególnym dniem mentalnego kontaktu potrzebnym obu stronom.
W półmroku kościoła pozostały świece palące się jasnym płomieniem..



Milena 775



foto-pixabay

środa, 1 listopada 2017

Kiedyś...







Kiedyś
moja dłoń w twojej dłoni
kiedyś
każdy dzień był miłością
kiedyś
dom pachniał kwiatami
kiedyś
wszystko z tobą było proste
dzisiaj
łapię w snach twoje dłonie
dzisiaj
miłość tylko wspomnieniem
dzisiaj
kwiaty tobie zanoszę
dzisiaj
światełko za twoją dusze..


Milena 775



foto-pixabay

poniedziałek, 23 października 2017

Milosc..










"
Łatwo znaleźć składniki miłości, ale wszystko zależy od tego, jak się je miesza. Potrzeba ogromnej pracy. [...] Po pierwsze, trzeba umieć rozumieć i akceptować. Potem trzeba być najlepszym przyjacielem. Zawsze. Trzeba pracować nad pokonywaniem tego, czego w tobie nie lubi druga osoba. Potrzeba wielkiego serca, mimo, że tak łatwo jest po prostu być małym człowiekiem w tak wielu sytuacjach... Czasami iskra zapalająca miłość jest z ludźmi od początku. Ale wielu tę iskrę bierze za płomień, który - jak uważają - będzie trwał wiecznie. To dlatego tak wiele ognia i żaru serc ludzkich po prostu się wypala i w końcu gaśnie. Nad prawdziwą miłością trzeba pracować diabelnie ciężko."

[ Jonathan Carroll ]


foto-net





poniedziałek, 25 września 2017

Jesień...









Gdy lato żegna 
odlatujące ptaki
a słoneczniki
więdną w wazonie
nostalgia wraca
Gdy parasolka
mą przyjaciółką
i znowu muszę
wyjąć kalosze
to do drzwi puka
ta pora roku
której nie znoszę...


Milena 775


foto-net

niedziela, 24 września 2017

Smuteczki..






Kolejny dzień z deszczową zasłoną za oknem...
Wielkie krople zaczynają stukać o blaszany parapet z dużą częstotliwością, by nagle przejść w jednostajnie szumiące, nasilające się kaskady deszczu....ulewa trwała krótko..Ustaje nagle i zalega całkowita cisza, niebo przybiera granatowy odcień, mimo że to dopiero popołudnie..Chwila ciszy i bezruchu, nawet nie słychać ptaków, pochowały się przezornie i czekają......
Po chwili koncert zaczyna się od nowa.. Pojedyncze duże krople i głośne uderzenia o parapet, coraz więcej kropli i coraz szybszy rytm, by nagle runąć wodospadem szumów i pluskań...kolejna ulewa tego dnia...
Siedzę wpatrzona w okno i słucham tego deszczowego koncertu...
Nagle w trakcie tej ulewy — pojawia się słońce i krople deszczu tworzą osobliwą rozmigotaną zasłonę, Wszystko przez moment skrzy w promieniach słońca, które nagle znika za chmurami....
Ale to nie koniec tego osobliwego pokazu...widzę nadciągające nowe ciemno-szare chmury....Czekam wiec na następną odsłonę deszczowego widowiska..
Odwracam na chwile wzrok od okna i widzę, że coś się zmieniło na półce, w rogu pokoju. Stoi tam lampka i kilka słoni..a teraz za lampka zauważyłam małą figurynkę. 
Co to może być? Nie przypominam sobie, żebym cokolwiek tam kładła, muszę dokładniej zobaczyć, podchodzę — mała postać — prawie troll! Co to?
Kudłate włoski na głowie..ciemny kubraczek..wielkie smutnawe oczy i buzia w podkówkę..Jestem zaskoczona — nie wiem, skąd to się tu wzięło? Nie stawiałam tego tu — jestem pewna.
Oglądam dokładnie figurkę i nagle widzę na jej plecach napis "smuteczek"...co to ma oznaczać?..Siadam do kompa i teraz widzę identyczną figurkę obok zdjęcia przede mną — szybko odwracam ją — no tak! na plecach ma ten sam napis.
Zaczynam domyślać się, o co chodzi..
Kolejną figurynkę znajduje w łazience obok pasty do zębów — Jestem pewna, że na jej plecach tez jest podobny emblemat — odwracam... jest!... jaskrawość liter ..prawie razi moje oczy!...
Wiec to tak?...opanowały mnie małe smuteczki?!
Kiedy w kuchni obok miski z owocami widzę ta samą figurkę, nawet nie zaglądam na jej plecy — wiem, co ma tam napisane...
W szufladzie na drobiazgi leży kolejna z szeroko otwartymi smutnymi oczkami.. Jeszcze jedna znajduje na kwietniku, blisko okna. Stoi tyłem, ale napis jest bardzo dobrze widoczny!
Zbieram je do ręki. Zdejmuje jeszcze tą z przykrywki słoika z dżemem, leży na brzuszku, żebym dobrze zobaczyła napisane słowo na jej pleckach! 
Ta obok zdjęcia chce się schować, ale łapię ją w palce i teraz ta ostatnia.. tamta za lampką na półce! 
Rozglądam się czy jakaś nie została. Nie dam się! nawet jeśli na chwile udało się im tu dostać — Nie pozwolę im tu się rozgościć! Nie ma mowy!
Delikatnie wkładam wszystkie do puszki po kawie i szczelnie zakręcam pokrywkę..
W pokoju robi się jakby jaśniej...deszcz za oknem właśnie kończy kolejna cześć koncertu. 
Uśmiecham się do zdjęcia kogoś, bardzo mi bliskiego, kogo już nie ma i mam wrażenie, że on oddaje mi uśmiech! 
Żadne smuteczki nie będą mi psuły wieczoru..ani nastroju! 
Właśnie miałam napisać kolejny tekst i wysłać do przeczytania..Nie będzie smutny, bo taki być nie może!
Słońce tymczasem wróciło na miejsce i odgoniło jednym spojrzeniem dwie ciemne chmury, które być może chciały je zasłonić?.. 
Trwa jego wieczorny spacer teraz już bez przeszkód.. Wędruje spokojnie ku zachodowi, by ułożyć się na spoczynek, 
Pewnie jest lekko znużone ta zabawą w chowanego z chmurami ... Ptaki za oknem nagle koncertują, głośno i radośnie..
Uśmiecham się do moich myśli..


Milena 775

foto-troll-net

czwartek, 21 września 2017

Wspomnienie..









Spotkałam kiedyś
człowieka 
o twarzy naznaczonej
upływem lat
z wysokiego brzegu
oceanu wspomnień
nieobecnym wzrokiem
żeglował w przeszłość
ku jedynej miłości 
tworzącej 
sens jego życia...


Milena 775

foto-pixabay

wtorek, 19 września 2017

Tamto bistro..







Ty.. ja
i tamto bistro
pierwsze od lat
spotkanie
Gorąca
czekolada
cynamonem
parująca słodkawo
Słowa motyle
wielobarwne
fruwające
wokoło
Twój wzrok
żeglujący
w moich
oczu błękicie..
To
rozbudziło we mnie
nagłą ochotę
na życie...

Milena 775

foto-net


niedziela, 17 września 2017

Wolno...







Wolno
wolniutko
otwierasz kolejno
zaciśnięte stresem
drobne palce
mojej dłoni
Cicho
cichutko
tłumaczysz sens
małych gestów
w poszukiwaniu
szczescia
Lekko
leciutko
muskasz ustami
wnętrze dłoni
już otwartej
i wciąż drżącej..
Wolno
wolniutko
otwieram oczy
ciągle zaspane
wracam niechętnie
z krainy snów...

Milena 775

foto-net

niedziela, 27 sierpnia 2017

Poezja..








Poezja - 
słowo wielkie
to nie dla mnie
zbyt ważne
dalekie
moje zwyczajne
wiersze
nie-wiersze
z duszy płynące
prawdziwe
szczere
i proste
szeleszczą cicho
na dnie szuflady
bez ważnych reguł
liczonych sylab
i rymów
czasem ukradkiem
wylecą z ukrycia
by je dotknęła
proza życia...



Milena 775

foto-net

piątek, 25 sierpnia 2017

Przepowiednia..





Wspomnienia zostają w nas na zawsze, nikt nie może nam ich odebrać... 
Mieszkałam z moją Mamą, mój ukochany Tato odszedł nagle na druga stronę światła, gdy miałam zaledwie 9 lat. To było trudne dzieciństwo. 
Było, bo w tym czasie — miałam 16 lat, byłam bardzo nieśmiałą nastolatką, która bardzo niechętnie wyruszała gdziekolwiek poza miasto sama. Uczyłam się w liceum i byłam dziewczyną pełną pasji – prowadziłam drużynę harcerską, tańczyłam w klubie tańca towarzyskiego, chodziłam na kurs języka francuskiego, śpiewałam w chórze i byłam aktywną czytelniczką w klubie dobrej książki.. Totalnie zajęta, co bardzo mnie cieszyło, bo lubiłam moje aktywności! Mogłabym jeszcze wymienić inne pasje, ale zatrzymam się na tym. Moja przyjaciółka wówczas była bardzo zauroczona (zakochana, bo przecież o miłości „najwięcej się wie”, mając 16 lat) Francuzem, miał na imię Philippe i przyjeżdżał z bratem do jej sąsiadów na wakacje... To było takie "duże wydarzenie" w naszej podwórkowej społeczności! W tamtych czasach niezbyt często ktoś z zagranicy bywał w naszej okolicy! Moja koleżanka zachwycona tym chłopakiem (z wzajemnością) zaczęła snuć plany wyjazdu na wakacje do Francji...Stalo się to jej obsesją! Mieszkałyśmy w niewielkim miasteczku na południu Kraju, gdzie o Paryżu było wiadomo, że jest stolicą Francji, która znajduje się na zachodnim krańcu Europy. Znajomość mojej przyjaciółki rozwijała się dobrze, ale ona była niecierpliwa i chciała poznać już- natychmiast … przyszłość! Kilka kilometrów od naszego miasteczka na wsi mieszkał taki "specjalny"człowiek – jasnowidz Filipek...
Widział i słyszał to, czego inni nie widzieli i nie słyszeli – przyszłość(!)...
Przyjeżdżali do niego ludzie z całego Kraju...nie przepowiadał, gdy była brzydka pogoda...
Albo, gdy nie miał humoru... 
Moja przyjaciółka koniecznie chciała do niego pojechać, ale nie sama. To był ten czas, gdy całe życie było przed nami...marzenia były jak zaczarowane motyle.. A jasnowidz mógł je przybliżyć...
Po licznych prośbach — uległam! Wybrałyśmy ładny, słoneczny dzień...Pojechałyśmy lekko przestraszone, bo opowieści krążyło dużo, o tym, że on wszystko „widzi” nawet wówczas, gdy jeszcze się do niego nie dojechało. Bardzo głośna była jedna z nich, o matce z dorosłą córką, które przyjechały do niego, miały ze sobą dwa kosze jaj jako zapłatę (to było częste, że ludzie płacili produktami). Idąc do niego, uznały, że dwa kosze jaj to za dużo, więc jeden schowały pod mostem! On je przyjął, a na zakończenie powiedział, że te jajka, które schowały pod mostem, właśnie im ukradziono! Ponoć kobiety uciekały w popłochu, bojąc się jego zemsty. 
Bez trudu znalazłyśmy stary dom, w którym mieszkał razem ze swoją siostrą...Drzwi otworzyła nam kobieta, ubrana po wiejsku i nic nie pytając, kazała nam iść..za stodołę! Tam na malej łączce porośniętej trawa i koniczyna siedział on — Filipek. Popatrzył na nas i kiwnął ręką, podeszłyśmy i usiadłyśmy naprzeciw niego.
Popatrzyłam na niego... niczym się nie wyróżniał od ludzi ze wsi. Ubrany po wiejsku, w przyniszczonym ubraniu, zniszczone dłonie...siwawe potargane włosy... tylko oczy miał... młode! Bardzo specyficzne, przedziwnie błękitne...Gdy patrzył, miało się wrażenie, że prześwietla osobę na wylot!..To było takie niecodzienne.
Koleżanka dała zdjęcie chłopaka do obejrzenia...zerknął, bez większego zainteresowania i popatrzył na mnie.. Starałam się o niczym nie myśleć, bo mówiono, że on czyta w myślach! Odwróciłam głowę...to przecież nie ja chciałam się czegoś dowiedzieć! Ona chciała wiedzieć, czy wyjedzie do Francji i czy ta znajomość przetrwa?..Filipek chwile patrzył na pole poza nami i powiedział, że ona nigdy do Francji nie pojedzie, znajomość szybko się skończy... a jej życie będzie w Kraju, w dużym mieście! Koleżanka była bardzo zawiedziona, widziałam, że chciało jej się płakać.. A Filipek uparcie patrzył na mnie... zapytał, czy ja nie chce wiedzieć, co będzie później?.. Pokręciłam głową przecząco. W gardle czułam dziwna suchość... Wówczas on powiedział, że to ja wyjadę do Francji...wiele razy...i pewnego dnia zostanę tam!...że czeka mnie w moim życiu duzo łez i duzo radości i to się będzie przeplatać.... Patrzyłam zdumiona na niego i myślałam, że to, co on mówi, nie może być prawda, bo jakim cudem niby miałabym pojechać do Francji??.. To było niemożliwe ! 
Rok później odezwał się do nas kuzyn... z Francji (!)... Nieoczekiwanie, bo przez ponad 20 lat nie dawał znaku życia.. Dwa lata później pojechałam na wakacje do Paryża (!)...to był mój pierwszy wyjazd...Nagle sama pojechałam na drugi koniec Europy.. Już to było wielką przygodą, dla nastolatki, która nigdy nigdzie sama nie podróżowała. Wspomnienia, które do dzisiaj grzeją moje serce!.. Był taki moment, gdy zastanawiałam się, czy kuzyn odezwałby się do nas, gdybym nie była u Filipka? A jeśli ta wizyta „odblokowała” jakiś kanał w podświadomości kuzyna?... To była fascynująca hipoteza.
Pierwszym obiektem, który chciałam zobaczyć w Paryżu - była oczywiście „Żelazna Dama”- Tour Eiffel... „Zakochałam się” w niej natychmiast, byłam całkowicie oczarowana tą konstrukcją i jej majestatem!.. Dotykałam śrub i elementów wieży, wchodząc po schodach na pierwsze piętro. Z niekłamanym zachwytem przyglądałam się, jak windy jadą w gore i zjeżdżają w dół. Dwa pietra wyżej – pojechałam już windą i z coraz większym zachwytem – o ile było to, w ogolę możliwe - podziwiałam z zapartym tchem panoramę Paryża. Wydawało mi się, że śnię i nie chciałam się obudzić! To były wakacje mojego życia!
Mój pierwszy pobyt trwał 5 tygodni i w tym czasie odwiedziłam wieże Eiffla 10 razy! Rodzina już nie chciała wjeżdżać ze mną na gore, śmiali się, że wjechałam na gore więcej razy niż oni, mieszkający tam od lat… a ja wiedziałam już wtedy, że zrobię wszystko, żeby wrócić...I wracałam! 
Ale to już zupełnie inna opowieść...
Po latach stawiając moje walizki – tym razem, już na zawsze – pomyślałam o Filipku i uśmiechnęłam się w myślach do niego, bo przecież wtedy przed wielu laty nie uwierzyłam w to, co usłyszałam, a jednak to on miał racje...Wypada oczywiście dodać, że przepowiednia dla mojej przyjaciółki tez się spełniła - Francuz szybko zniknął z jej życia, a ona cale dorosłe życie mieszka w dużym mieście...gdy się widzimy, mówi : "ale tego Paryża to ci zazdroszczę"...



Milena 775
foto-net