czwartek, 27 lipca 2017

Myśli..









Taki zwyczajny dzień. Patrze od kilku chwil w okno, za którym świeci słonko. Świeci delikatnie, nie powodując upału! Dla mnie to radość życia, bo po przebytej terapii bardzo źle znoszę upały! Trudno to nawet opisać! Mój organizm"strajkuje"gdy temperatura przekracza 25°C!.. pominę szczegóły, ale jest to bardzo nieprzyjemne! Rok temu życie sprawiło mi.. niespodziankę(!) pod tytułem "horror w biały dzień". Myślę, że nikt nie jest gotowy na takie "nowiny"! Jeszcze miałam w pamięci szczegóły walki z chorobą mojego męża, jeszcze nie uspokoiłam mojego serca i mojej duszy po przegranej walce, gdy nagle mój mąż przeszedł na druga stronę światła.. A nagle zaczynała się ponowna walka! Tym razem moja własna.. osobista! Przerażenie to zbyt mało powiedziane!... mam syna, który jeszcze nie jest gotowy, by zostać sam na świecie. Jest studentem.. Rodziny już nie ma. Mój umysł był w stanie całkowitej paniki! Z każdej szpary wysuwały się paskudne macki strachu, które oblepiały mnie ciągle, nie mogłam się od nich uwolnić... Na plecach czułam „ciężar” wielkich oczu strachu. Śledziły mnie wszędzie. Wiem, że te słowa czytane z ekranu monitora są płaskie i sucho oddają fakty — nie da się tego dokładniej opowiedzieć! Oczywiście można dorzucić kilka określeń zawierających przymiotniki, by było to bardziej wyraziste... ale wiem doskonale, że to zrozumie dokładnie tylko ta osoba, która przeszła przez cały cykl terapii.. To nie jest ani proste, ani łatwe.. Ciało poddawane było różnym działaniom całej ekipy medycznej (gdy słyszałam - „proszę się rozluźnić” - czułam natychmiast, jak każdy mięsień napina się jak struna.. to był jakiś rodzaj buntu ciała?). W moim wnętrzu dusza była tak obolała od przerażonych myśli i od informacji, że miałam wrażenie, że za moment eksploduje i bardzo starałam się myśleć pozytywnie, ale to było tak samo trudne, jak w czasie rozszalałej burzy zobaczyć słońce! Podświadomość tworzyła horrory, które nie dały się wyciszyć, bo każdy wyciszony horror rozmnażał się natychmiast (chyba przez paczkowanie (!) i natychmiast miałam „karuzele” kolejnych horrorów. Kiedy badania kontrolne są pozytywne, nagle zauważyłam, że mogę oddychać głębiej. Nie potrafię jednak być całkowicie szczęśliwa, bo tyle naczytałam się o przerzutach i innych powikłaniach, że każdy nerwoból czy skurcz powoduje natychmiast stres. A przecież jestem optymistką! Zawsze byłam! Ludzie niechętnie o tym rozmawiają, (tak jakby poprzez rozmowę można-by się „zarazić”?) A może to tylko strach? Wiec czasem rozmawiam z osobami, które są w podobnej sytuacji – wiedzą, o czym mowie! Nie muszę tłumaczyć, co odczuwam... bo to nie jest łatwe. Wiem, że ludzie potrafią się bardzo zmobilizować w określonej sytuacji! Jestem nieustająco wdzięczna tym osobom! Otrzymałam tyle wsparcia od przyjaciół (tych realnych i tych wirtualnych) i było mi to bardzo potrzebne, bo nie chciałam się czuć tak przeraźliwie sama w tamtym czasie. Nie chciałam i nie mogłam obciążać moim przerażeniem mojego syna. Dla niego i tak to był bardzo trudny okres! On ma tylko mnie, więc jego strach był pewnie równie wielki, jak mój! Taki spokojny słoneczny dzień, a mnie dopadły kosmate, smętne myśli! Dlaczego o tym pisze? Bo to tez życie! Wokoło otaczają nas ludzie, których choroba wpycha w spirale strachu i samotność w chorobie. Wiele osób nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, że nie jest to proste, aż do dnia, gdy nagle niechciana choroba „puka do drzwi”. Zasłuchałam się przez moment w śpiew ptaka siedzącego na barierce... Już po tych myślach... upchałam te smętne myśli w dolnej szufladzie komody i obiecuje do nich nie zaglądać...Czasem trzeba po prostu wyrzucić to z siebie... Za oknem nadal świeci słońce, jutro ma być równie słonecznie (bez upału).. Uśmiecham się do mojego odbicia w lustrze...


Milena 775





foto-net

4 komentarze:

  1. ja odwrotnie nie lubię zimna !! przed upałem można się skryć a przed zimnem nie bardzo !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam...to wszystko zależy od kilku czynników...wiec trudno określić co jest lepsze albo gorsze, bo sprawa jest bardzo indywidualna! Pozdrawiam...

      Usuń
  2. Anonimowy9/8/17 20:33

    "Zasłuchałam się przez moment w śpiew ptaka siedzącego na barierce..."...moze to nie ptak śpiewał dla Ciebie...może to przyjazna dusza.Ona czuwa nad Tobą...ja też mam swojego ptaka...opiekuna...zimą jako pierwszy "po czarnej dziurze" w moim życiu, zawitał na moj parapet... od tego momentu zawsze mi towarzyszy...zwiastuje zawsze dobre wieści...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie tak myslalam przez wiele dlugich czarnych dni, gdy moj maz nagle odszedl na druga strone swiatla - dzien pozniej na barierke przy oknie przylecial ptaszek (mielismy kiedys takiego w domu) i uparcie cwierkal i cwierkal, az zwrocilam na niego uwage! Przylatywal tak przez wiele tygodni i spiewal... zawsze myslalam ze to jest powiazane z dusza mojego meza, On uwielbial ptaki... Wiec mowie, ze masz racje.. w tym roku tez byl..Pozdrawiam

      Usuń

Dziękuję bardzo za każdy komentarz..