sobota, 31 grudnia 2016

Ofiarowanie...








"- Kto ostatni w kolejce do ofiarowania?
- Ja, mam numerek 852, a pani?
- Mam 853. Długo się czeka?
- Nie, szybko idzie. A pani w imię czego składa ofiarę?
- W imię miłości, a pani?
- Ja dla dzieci, wszystko bym za nie oddała…
- A co pani składa w ofierze?
- Swoje życie osobiste. Wszystko dla dzieci. Ze wszystkiego rezygnuję. Z nikim się nie spotykam, wszystkiego w domu muszę dopilnować. Nic sobie nie kupuję, nigdzie nie chodzę. Rzuciłam dobrą pracę, żeby być bliżej domu, teraz sprzątam w przedszkolu, żeby osobiście dzieci doglądać. Nic dla siebie nie chcę. 
- Rozumiem panią. A ja składam swoje uczucia w ofierze. Wie pani, z mężem mi się dawno nie układa… ma inną. Mąż nie chce odejść pierwszy, mówi, że się przyzwyczaił do mnie. Ja też nie potrafię odejść – żal mi go… I tak sobie trwamy… O! Pani numerek się świeci! Boję się, co będzie jak nie przyjmą mojej ofiary?
853 zwija się w kłębek i czeka na swoją kolej. 852 długo nie wychodzi, w końcu drzwi do gabinetu się otwierają i 852 stoi oszołomiona.
- No i co? Co pani powiedzieli? Przyjęli ofiarę?
- Nie... Powiedzieli, że okres próbny. Kazali jeszcze się zastanowić.
- Jak to??? Dlaczego???
- Pani kochana, oni mnie spytali czy przemyślałam wszystko, bo to przecież nieodwracalne. Powiedziałam im, że dzieci jak dorosną to docenią, co matka dla nich poświęciła. A oni mi film pokazali. O mnie, o mojej przyszłości. Jak córka za mąż wyszła i się wyprowadziła do innego miasta, a syn dzwoni raz w miesiącu. Ja go w tym filmie pytam dlaczego, a on mówi, żebym się do jego życia nie wtrącała i zajęła sobą. A jak mam się sobą zająć, kiedy się nigdy sobą nie zajmowałam, nie umiem! 
- No to teraz ja idę… 853 się świeci…
- Dzień dobry pani. Proszę usiąść. Co pani nam przyniosła?
- Uczucia…
- Rozumiem… Proszę pokazać.
- Niech pan patrzy, niewiele tego, ale świeżutkie, nienoszone, pół roku mają dopiero…
- Co pani chce w zamian?
- Ocalić rodzinę.
- Czyją? Pani? A co tam jest do ocalenia?
- Mąż ma kochankę, dawno. 
- A pani?
- Ja od pół roku mam kogoś…
- Te uczucia, co pani przyniosła, to do tego nowego?
- Tak. Żeby tylko ocalić rodzinę.
- Jaką rodzinę? Przecież sama pani mówi, że mąż ma inną kobietę, a pani innego mężczyznę, gdzie tu rodzina?
- Ale rozwodu nie było! Wciąż jesteśmy małżeństwem! 
- I to pani odpowiada?
- Nie!
- Ale wymienić na nowy związek pani nie chce?
- Nie… to nie są jakieś wielkie uczucia… 
- No to skoro pani ich nie szkoda, to poproszę, może pani złożyć ofiarę.
- Ale słyszałam, że film jakiś pokazujecie, o przyszłości… Dlaczego ja nie mogę obejrzeć?
- Różne tu filmy pokazujemy. Jednym o przyszłości, a innym o przeszłości… A pani pokażemy o teraźniejszości. Włączam proszę patrzeć.
- To ja??? Masakra, jak ja wyglądam??? To kłamstwo!!! Przecież dbam o siebie!
- Cóż, pani stan ducha przekłada się na wygląd.
- Ale jak to??? Przygarbiona jakaś jestem, usta zacięte, oczy mętne, włosy oklapnięte…
- Tak wyglądają ludzie kiedy ich dusza płacze…
- A co to za chłopiec? Taki słodki… O, tuli się do mnie!
- Nie poznaje pani? To pani mąż, w pani projekcji.
- Mąż??? Bzdura!!! Mąż jest dorosłym człowiekiem!
- A w głębi duszy jest małym chłopcem. I tuli się do mamusi…
- Ale tak mi wpojono w dzieciństwie, że kobieta musi być silniejsza, mądrzejsza, bardziej stanowcza. Że musi wspierać męża.
- No i tak pani ma: silna, mądra, stanowcza mamusia kieruje swoim chłopcem-mężem. I przytuli i nakrzyczy, ukarze i wybaczy, pożałuje i nakarmi.
- Ale przecież nie jestem mamusią tylko żoną! A on ma kochankę! Lata do niej, a potem wraca, a ja go i tak kocham!
- Oczywiście, ma się rozumieć, chłopiec się bawi w piaskownicy i wraca do domu, do ukochanej mamusi. Popłacze trochę w fartuch, pokaja się… Dobra, koniec oglądania. Będziemy finalizować. Składa pani miłość w ofierze czy nie? 
- A przyszłość? Nie pokazaliście mi przyszłości!
- Bo jej pani nie ma. Przy takiej teraźniejszości pani chłopiec ucieknie, jak nie do innej kobiety, to w chorobę. Albo w ogóle – donikąd. Znajdzie sobie sposób wyrwania się spod mamusinej spódnicy. Przecież sam ma ochotę dorosnąć…
- To co mam robić? Dla kogo będę się ofiarowywać?
- To już pani powinna lepiej od nas wiedzieć. Podoba się pani rola mamusi widocznie. Bardziej, niż żony. Mamusie też bywają kochane. No to jak? Będzie pani składać ofiarę? W imię ocalenia tego co jest i żeby pani mąż pozostał synkiem?
- Nie, nie wiem, nie jestem gotowa… muszę pomyśleć…
- Dajemy czas na myślenie.
- A co ja mam zrobić, żeby mąż… no… tego… wydoroślał?
- Przestać być mamusią. Odwrócić się twarzą do siebie i nauczyć się być Kobietą. Atrakcyjną, tajemniczą, zajmującą, pożądaną. Taką, której ma się ochotę podarować kwiaty i śpiewać serenady pod oknem, a nie płakać na ciepłej miękkiej piersi.
- Pomoże?
- Z reguły pomaga. Ale tylko jeżeli zdecyduje się pani być Kobietą. Jakby co – proszę przyjść. Uczucia ma pani piękne, z przyjemnością je weźmiemy. Wie pani ile osób marzy o takich uczuciach? Jak się pani zdecyduje je ofiarować – zapraszamy!
- Pomyślę…
853 wychodzi w zamyśleniu z gabinetu, tuląc do piersi swoje uczucia. 854 umierając z niepokoju podnosi się z krzesła i zmierza w kierunku otwartych drzwi.
- Gotów jestem ofiarować swoje potrzeby, żeby tylko mamusia była zadowolona…,- szepcze 854.
Drzwi się zamykają. W poczekalni siedzą ludzie tuląc swoje marzenia, talenty, cele, plany, karierę, możliwości – wszystko to, co postanowili złożyć w ofierze…"


OFIAROWANIE - na motywach opowiadania Iriny Sieminoj w tłumacz. I.Z./Po Pierwsze Ludzie/net



foto-net


piątek, 30 grudnia 2016

zima...






Zima. Nastał czas cichych odejść, 
odsiewanie wszystkiego, co nie wytrzymuje zimy.
Wiele istot ludzkich twierdzi, że lubi zimę, ale tak naprawdę, to lubią uczucie zabezpieczenia przed nią. Nie istnieje dla nich problem jedzenia w zimie. Mają ogień i ciepłą wodę. Zima nie może im zaszkodzić, przeciwnie, zwiększa ich poczucie własnego sprytu i bezpieczeństwa.




Richard Adams



foto-net

czwartek, 29 grudnia 2016

w Nowy Rok...









Dzień za dniem i już końcówka roku...patrze na kalendarz i trudno mi uwierzyć, ze ten rok już się kończy...
tyle się działo w te 363 dni (bo jeszcze dwa przed nami)..
To nie był dobry rok dla mnie.. niezaproszona choroba zapukała do moich drzwi i została długo.. przyniosła ze sobą bardzo duzo stresu.. cierpienia..łez i przewartościowała cały mój świat!
Nauczyła mnie cenić każdy dzień, patrzeć inaczej na sprawy, które dzieją się wokoło, nie przywiązywać się do rzeczy, bo wszystko co materialne na tej ziemi..pozostanie na tej ziemi, a ze sobą zabiera się tylko to co dusza uniesie - uczucia! to co niematerialne..
Poznałam dosłowność powiedzenia ze "prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie" - jak szybko moi "przyjaciele" zostali zweryfikowani w obliczu mojej choroby!..Az trudno uwierzyć!
Ale tez, przybyło mi kilkanaście serdecznych osób, których wcześniej nie znałam i to jest piękne!..Dziękuję bardzo ...
Pamiętacie te wszystkie obiegowe powiedzonka o nadziei? A jednak są takie dni, ze ta nadzieja, jest wszystkim co masz w swoich zaciśniętych dłoniach i trzeba się tego nauczyć, ze to ważne!
Choroba to tez nauka cierpliwości, bo nic nie dzieje się z dnia na dzień...trzeba czekać, a czekanie jest najgorsze..
Teraz od nowa uczę się uśmiechu i radości, może jeszcze trochę nieśmiałej?.. wiem, ze nie należy rozpatrywać ciągle tego co poza mną, ze trzeba wyczyscic pamieć i wymazać złe wspomnienia, bo idzie Nowy Rok i on będzie lepszy! Tak! właśnie tak! - będzie!!..
I tego właśnie sobie i Wam wszystkim życzę!! a moje życzenia maja moc spełnienia! wiec tylko pozytywne myśli proszę i kolekcjonować marzenia do spełnienia! 
Koniecznie! 
Ja już takie tez mam!!....


foto-net

środa, 28 grudnia 2016

szklanka...







Psycholog podczas wykładu na temat zarządzania stresem przeszedł się po sali. Gdy podniósł szklankę z wodą, wszyscy pomyśleli że zaraz zada pytanie "czy szklanka jest w połowie pusta czy pełna". Zamiast tego, z uśmiechem na ustach, zapytał "ile waży ta szklanka?".

Odpowiedzi były różne, od 200 g do 0,5 kg
Psycholog odpowiedział: "Nie jest istotne ile waży ta szklanka. Zależy ile czasu będę ją trzymał. Jeśli potrzymam ją minutę to nie problem. Gdy potrzymam ją godzinę, będzie mnie boleć ręka. Gdy potrzymam ją cały dzień, moja ręka straci czucie i będzie sparaliżowana. W każdym przypadku szklanka waży tyle samo, jednak im dłużej ją trzymam tym cięższa się staje.
Kontynuował: "Zmartwienia i stres w naszym życiu są jak ta szklanka z wodą. Jeśli o nich myślisz przez chwilę nic się nie dzieje. Jeśli o nich myślisz dłużej, zaczynają boleć. Jeśli myślisz o nich cały dzień, czujesz się sparaliżowany i niezdolny do zrobienia czegokolwiek.
Pamiętaj by odłożyć szklankę!

znalezione/net

foto-net
Zawsze warto pamiętać o tym "odłożeniu szklanki"!

wtorek, 27 grudnia 2016

snieg...











I że śnieg wygląda z początku tak świeżo i czystko, ale kiedy ludzie go rozdepczą, staje się najbrudniejszy na świecie, całkiem szary, w żółtawe plamy, i tak jest zawsze – śnieg nigdy nie może pozostać biały, a jednak co roku ma się nadzieję, że uda się jakimś sposobem sprawić, żeby był do końca piękny.

Jacqueline Wilson

foto-net




poniedziałek, 26 grudnia 2016

nasza droga..














Niech nasza dro­ga będzie wspólna. Niech nasza mod­litwa będzie po­kor­na. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszys­tkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać...

Jan Paweł II





foto-net-gif

sobota, 24 grudnia 2016

żyję...










Z każdą sekundą
każdym oddechem
każdym uderzeniem 
serca żyję 
wszystko o czym
pomyślę
marzę 
jest w duszy 
każde słowo
jakie wypowiem 
ruch jaki wykonam
jest z mojego ciała 
czuję ból 
dotyk 
pieszczotę 
chłód
cieszę się ciepłem 
potrafię płakać
pamiętać
przebaczać
pragnę kochać
szczęśliwym być
tak bardzo
bardzo tak
=======


Wacław Miechowski Vaszko



foto-net

piątek, 23 grudnia 2016

Boże Narodzenie...








Święta...Tak wiele osób nie cieszą wcale...wiem to z rozmów tu na G+ i rozmów prywatnych - powodów jest wiele...skłócone przez politykę rodziny, które nie chcą usiąść do wspólnego wigilijnego stołu...
choroby, które zabijają te szczególną wewnętrzna radość...
rodziny, których cześć jest poza granicami kraju i już wiedza, ze nie spędzą tych świat razem...
Zresztą powodów jest duzo więcej...tradycja każe, żeby to były święta rodzinne, a jeśli rodziny nie ma?
Oczywiście są tez ( w większości - jak myślę) rodziny, które czekają z niecierpliwością na Wigilie i święta, bo to własnie jest okazja, by rodzinnie świętować.....

Wiec jak to jest z tym świętowaniem Swiat Bożego Narodzenia? przeczytajcie ten tekst, który powinien wzbudzić refleksje:

"Jak co roku, tak i w tym pod koniec grudnia obchodziliśmy Święta Bożego Narodzenia. Wszyscy z niecierpliwością ich wyczekiwali i cieszyli się na ich przyjście. Dla mnie jednak, jako dla młodej dziewczyny, której światopogląd radykalnie się zmienia, były one tylko czystym ceremoniałem. Tak właśnie teraz jest... Święta stały się pustym rytuałem.
Cały grudzień biegamy po sklepach w poszukiwaniu prezentów dla rodziny i przyjaciół. Kupujemy coraz to droższe prezenty i to nie dlatego, że osoby, które nimi obdarzymy, są nam wyjątkowo bliskie. Bo przecież nie możemy pozwolić na to, żeby Baśka kupiła Zośce lepszy prezent niż my! To by była dla nas tragedia. Poza tym czujemy się tacy dowartościowani dając takie prezenty. W końcu nas na nie stać! A jeśli nie? Przecież są kredyty!
Inną sprawą jest zwyczaj ubierania choinki. Nasze drzewka z roku na rok są coraz większe, coraz piękniej ozdobione. Kupujemy wciąż nowe ozdoby – bombki, łańcuchy... A po co? Też pytanie! Przecież w święta ma przyjechać do nas kuzyn brata matki naszego bratanka. Wstyd będzie, gdy okaże się, że ma ładniejsze drzewko od nas. Oprócz tego jest jeszcze jeden problem... Kiedyś wszyscy z niecierpliwością oczekiwali świąt, aby móc ubrać choinkę. Wtedy zarówno młodzi jak i starzy spotykali się w jednym pokoju i śpiewając kolędy wieszali na gałązkach ozdoby. Teraz co najwyżej rodzice pokażą dziecku, jak powinno to zrobić, albo co gorsza, wysyłają je na czas przystrajania drzewka do przedszkola.
Sama wigilijna kolacja to też nie to samo. W przeciwieństwie do przeszłości, w dzisiejszych czasach spędza się ją w malutkim gronie najbliższej rodziny. Sama dobrze pamiętam, jak jeszcze parę lat temu zjeżdżała się na święta cała rodzina – dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzyni, itd. a atmosfera była wesoła i czas mijał prędko. Niestety ostatnimi laty zrobiło się pusto w domu... Teraz kolację wigilijną jem w bardzo wąskim gronie rodzinnym, a czas dłuży mi się niemiłosiernie. Boję się aż myśleć, jak będzie to wyglądać za kilka lat.
Widzicie zatem, iż mam rację twierdząc, ze święta zatraciły swojego ducha. Teraz obchodzimy je tylko dlatego, że nas do tego przyzwyczajono. Materializujemy wszystko dookoła i zapominamy o najważniejszej idei Bożego Narodzenia. Przecież tego dnia urodził się Chrystus i to właśnie wydarzenie mamy obchodzić! 

Nie pamiętamy już o tym, nie pamiętamy"...

znalezione/net


foto-net



„Zdaje się, że ludzkość przeoczyła największe zdarzenie w swych dziejach, 
że Ten, do którego tęskni i woła, już przyszedł, jest. Zdjął jarzmo nie dające się udźwignąć, otworzył więzienia umysłów i serc, stał się Prawodawcą miłości.”

/Stefan Kardynał Wyszyński/


Niech te Święta będą przede wszystkim zdrowe i bardzo udane dla wszystkich...

czwartek, 22 grudnia 2016

karp.....





Dowlokłam się resztką sił do domu, wściekła jak stado szerszeni. Straciłam ponad pół dnia, w momencie gdy każda godzina zaczyna robić się cenna. Ale zacznijmy  po kolei. Około południa poszłam na zakupy. Zakupy jak zakupy. Trzeba wszystko sprawdzić dwa razy, obejrzeć co najmniej ze trzy ( bo wiadomo, że przed świętami chcą nam wcisnąć różne buble), zerknąć jeszcze na termin ważności, zanim się coś kupi. Normalka. Jedną z pozycji na liście zakupów był karp. Nawet dziecko wie jak wygląda karp bo to  potrawa numer jeden na wigilijnym stole.  Ale zanim  karp wyląduje na talerzach, to najpierw trzeba go kupić. Najlepiej żywy bo wtedy masz pewność, że świeży, a nie  po przejściach. Ale żywy to sam się na patelnię nie wpakuje. Trzeba go przygotować. I najważniejsze. Trzeba tego biedaka utłuc.
        Już dawno zrezygnowałam z osobistego wykonywania egzekucji.  Nie daję rady. Jak ta ryba tak patrzy na mnie i patrzy, a ja mam ją walnąć w łeb to ręce zaczynają mi się trząść ze zdenerwowania i  nie jestem w stanie. Próbowałam zakrywać rybie oczy gazetą, ale to nie miało sensu bo ciągle miałam wrażenie, że te oczy i tak patrzą dalej. I tak rok w rok, musiałam prosić jakiegoś pana, aby mi karpia ukatrupił. Kiedy mój syn odrósł od ziemi, postanowiłam wykonanie wyroku na niewinnej rybie, scedować na niego. Wiem co powiecie,  wyrodna matka jestem. No może i trochę jestem. Jakieś tam, małe ziarnko prawdy w tym tkwi.  Ale nie o mnie miało być tym razem.
       Dałam Józkowi karpia i wetknęłam mu młotem w dłoń ze słowami
- Dziabnij go w łeb bo nie będzie wigilii.
Skończyło się tragicznie dla syna, a nie dla  karpia, bo ten ostatni, wylądował cały i zdrowy, ponownie w wannie. Józek zamiast przywalić w karpia, łupnął z całą siłą we własny palec. Zamiast siadać do wigilijnego stołu, na tempo wsiadaliśmy do taksówki. Wylądowaliśmy na pogotowiu. Zapakowali Józkowi prawie pół ręki w gips. Do dziś dnia syn pamięta tamtą feralna wigilię i karpia.  Za to w rewanżu postawił się okoniem  i z determinacją w głosie, zakomunikował mi, że teraz to sama mam sobie wigilijną rybę mordować. Niestety słowa dotrzymał.


foto-net

         Przez kilka lat  sąsiad z góry, służył pomocnym młotkiem.  Ja zanosiłam żywą rybę na pierwsze piętro, a sąsiad znosił martwą. Nad karpim truchłem, życzyliśmy sobie "Wesołych świat" i po sprawie. Sąsiad zmarł w tym roku, więc pomyślałam, że poproszę, żeby mi rybę utłukli, od razu w sklepie. Oj naiwna byłam. Rzeczywistość okazała się bardzo kanciasta i za nic, nie miała zamiaru dostosować się do mojego wyobrażenia, w sprawie zaciukania ryby.
         Przed samym wyjściem z domu, chyba coś mnie olśniło i zabrałam ze sobą syna. Pojechaliśmy do Carrefour-a. Przed samym wejściem, ustawiony jest namiot z napisem "żywe karpie" cena za kilogram tyle a tyle. Weszłam do środka. A tam basenik z żywymi rybkami. Do koloru, do wyboru. Od małych do olbrzymich. Nic tylko kupować. Pogapiłam się przez chwilę w ten basen, wypatrzyłam swoją przyszłą ofiarę i pokazując paluchem, powiedziałam:
- O tego karpia, poproszę.
Kobieta odłowiła rybę wielką siatą , wrzuciła ją na wagę, a potem zaczęła karpia upychać w jakąś dziwaczną torbę.
- Nie, nie! - zaprotestowałam energicznie
- Proszę jeszcze nie pakować. Niech mi ją pani najpierw  zabije.
- My nie zabijamy ryb - odparła kobieta ze złością.
- Jak to my? Przecież pani jest tu sama - bezmyślnie zaczęłam czepiać się szczegółów. Szybko się jednak zreflektowałam. Przecież to nie moja sprawa, że ktoś o sobie mówi w liczbie mnogiej.  Jak najłagodniej pytałam dalej
- Dlaczego pani nie zabije tej ryby ?
- Po polsku chyba mówię! Nie rozumie pani?  Nie zabijamy- krzyczała w odpowiedzi sprzedawczyni.
- Czemu? - nie miałam zamiaru odpuścić bo perspektywa własnoręcznego mordowania ryby  dopingowała mnie w zupełności
- Bo nam nie wolno.  N i e   w o l n o !  Mogę stracić pozwolenie. Nie wolno!
Chyba się z tej złości zapowietrzyła, bo zaczęło jej brakować powietrza.  Zachowywała się jak ten mój karp wyjęty z wody,  co to go nie chciała utłuc. Nie chciałam jej denerwować więc  pojednawczo pytałam dalej
- Proszę się nie denerwować. Ale ja tego nie rozumiem. Czemu nie może pani  zabić karpia.
A tą chyba coś odkorkowało  bo wystartowała do mnie z agresją
- Niech się pani pyta  debili co takie prawo z nudów wymyślają. Ja tego kretynizmu nie wymyśliłam. Ludzie ryb nie chcą przez to kupować. To przez tych idiotów zielonych i wegerian czy jak im tam.
Pożegnałam się grzecznie i wyszłam, nawet nie próbując  jej wytłumaczyć, że nie ma kogoś takiego jak wegarian. Sama przecież też ryby nie kupiłam.
        Zaczęłam rozumieć jej złość. Co by nie gadać i nie kombinować, wychodzi i tak tylko jedno. Człowiek to przecież drapieżnik. Gdyby matka natura , chciała byśmy mięsa nie jadali, to dała by nam zęby takie jak u żuwaczy zielonego (patrz krowa na łące).  I czy to się komuś podoba czy nie, przyroda wyposażyła ludzi, w przepiękny garniturek dla mięsożerców. 
         Jest wśród nas grupa osób, które  uważają, że mięso w ich diecie jest nie do zaakceptowania. Mają niezbywalne prawo tak uważać. Taki jest ich wybór i należy to uszanować. Ale nie oznacza to, że wszyscy mamy się do nich dostosowywać! Nikt nie ma prawa wygłaszać poglądów, że osoby jedzące mięso są  gorsze.   O tych co kochają schabowego, nikt nie ma prawa mówić dzikusy. Obie grupy mają jednakowe prawa do decydowania o sobie, ale nie mają prawa do osadzania innych. Ale wróćmy do opowiadania.     
        Kobieta sprzedająca ryby też miała częściowo rację.  Sprzedaje dużo mniej ryb, bo nie każdy sam rybę zabije.  A jednocześnie,  nie ma żadnej gwarancji, że ta ryba w zaciszu domowym, zejdzie z tego świata w sposób cywilizowany. Zresztą jak w ogóle można mówić o cywilizowanej śmierci. Obłęd. Metody mojej znajomej Zuzy nie polecam bo ta, jak chciała karpia ukatrupić za pomocą prądu to w Wigilię wywaliła korki w całym pionie. W obawie o własne życie, nawet się nie przyznała sąsiadom, że to ona ich tak załatwiła.   
          Przecież kurczaki, świnie, krowy itd też ktoś zabija. Same się nie zabijają.  Jeżeli uchwalając takie prawo, chciano uchronić dzieci, przed widokiem zabijania to najpierw powinno się  wyeliminować przemoc z telewizji. Bo tam, aż roi się od przemocy i wiadomości o zabijaniu. Jest tam tego dużo więcej i w dużo gorszym wydaniu.
        To co się dzieje, pomału zaczyna przypominać jakąś paranoję. Hipokryzja goniąca głupotę, rządzą wspólnie i niepodzielnie. Potrzeba pokoleń, aby pewne rzeczy zmienić, w świadomości ludzi. Jeden durny, utrudniający życie innym zakaz, nic nie da. Rozumiem, że może chciano ulżyć rybom, aby nie ginęły dusząc się w plastikowych torebkach. To zrozumie każdy. Ale dalsza część to już idiotyzm i zwykłe zakłamanie. A głupoty i zakłamania, tak jak i złego zachowania, nigdy nie tolerowałam i tolerować nie będę.  
        I tak zaczęła się nasza wędrówka po osiedlu. Od sklepu do sklepu, od jednego hipermarketu do drugiego. Wszędzie ta sama śpiewka: "Nie możemy zabić". Zmieniały się tylko twarze i ton wypowiedzi. Od złości do zrezygnowania. Pomału zaczęłam wątpić czy kupię rybę na wigilijną kolację.
         Kiedy wychodziliśmy z kolejnej placówki handlowej, wlokąc ze zmęczenia nogę za nogą i dyskutując głośno  o całej  sytułacji, pewna sympatyczna osoba, uświadomiła nam co, jak i gdzie.
- Niech państwo pójdą do małego sklepu z rybami. Tam na pewno zabiją wam rybę.
Kiedyś, na osiedlu, był nieźle prosperujący sklep rybny, ale komuś to chyba przeszkadzało i sklep zamknęli. Pomyślałam, podumałam i przypomniałam sobie, gdzie jeszcze widziałam, taki mały rybny sklepik. Posłuchałam rady mądrej osoby i w niecałe 15 minut wracałam z karpiem w nieprzezroczystej siatce.
         Cała ta sytuacja, przypominała, wypisz wymaluj tą z żarówkami czy z  masłem. Zakazano sprzedaży żarówek starego typu
( żarowych) ze względu na ilość wydzielanego ciepła. Bo niby tak dbamy o planetą. I co? I to, że teraz sprowadzamy z Chin , stare dobre żarówki, nawet 150 Wat-owe. Tylko, że teraz to nie są już żarówki, tylko kule grzewcze. Napisano  na opakowaniu: Nie używać w gospodarstwach domowych. I co? I nic. Wszystko gra. Producent napisał, nie używać, ale co zrobi kupujący to już producenta nie obchodzi. On ma rączki czyste.  Nie wspominając już o takim drobiazgu, że część lekarzy zaczyna bić na alarm, bo te nowe, energooszczędne podobno wykańczają wzrok, nasilają napady epileptyczne i coś tam jeszcze, Specjalistą nie jestem,  badań nie robiłam, pisze jedynie to co przeczytałam.
         A jak było z masłem? Stwierdzono, że masło szkodzi. Po jakimś czasie - jedz masło bo zdrowe, bo witaminy, bo produkt naturalny. Nie minęło kilka miesięcy i znowu wrócono do wersji, że masło jest absolutnie szkodliwe. I tej kołomyi mamy ciąg dalszy, w zależności od tego czy więcej zapłaci producent masła czy margaryny.
Pewnie jak by się dobrze rozejrzeć to takich kretynizmów jest więcej. Uff. Trochę mi ta furia przeszła na idiotyzmy dnia codziennego i kretyńskie rozporządzenia, omijane szerokim łukiem przez rodaków.



foto-net


          To teraz na spokojnie, jak jesteśmy przy karpiach. Podzielę się z wami kilkoma  rodzinnymi sekretami. Wiele osób nie lubi karpia za jego mulisty smak i zapach. A można temu zaradzić w bardzo prosty i skuteczny sposób. Kiedy ryba jest jeszcze w jednym kawałku, należy zwilżyć skórę karpia wodą z sokiem cytrynowym ( w proporcji 1:1) lub wodą z octem ( ta sama proporcja).  Odstawiamy rybę na moment, aż skóra pokryje się białym nalotem. Następnie ściągamy wszystko nożem, ruchem od łba w kierunku ogona,  do momentu aż otrzymacie białą i czystą skórę bez mułu. Jeżeli nie wszystko się wyczyściło za pierwszym razem, należy jeszcze raz rybę posmarować mieszanka i po chwili doczyścić.
          No to mamy już pierwszy krok czyszczenia za sobą. Dalej  kroimy rybę jak jesteśmy przyzwyczajeni.  Kiedy mamy już gotowe "dzwonka",  to są dwie szkoły pozbycia się mulistego smaku. Pierwsza to moczenie przez ok 2 godziny w mleku ( wyciąga całą mulistość) i druga szkoła to obłożenie kawałków ryby, posolonymi plasterkami cebuli i oprószenie majerankiem. Wstawiamy  to na 2 godziny do lodówki , a potem każdy smaży jak lubi.
         Tak się pastwiłam nad karpiem, że na śmierć  zapomniałabym o jednym wigilijnym zwyczaju. Za żadne skarby nie pozbywamy się łusek z karpia! Rozkładamy je w miarę  równo i pakujemy w kawałek serwetki. Potem  kładziemy przy każdym talerzu, na wigilijnym stole ( u góry talerza bazy). Po kolacji, każdy zabiera łuski ze sobą. W Nowy Rok wkładamy je do portfela, żeby się nas pieniądze trzymały. Zeszłoroczne łuski można spokojnie wyrzucić. To tak jak z jemiołą: "Wigilia bez jemioły, cały rok goły". I na dziś, to by było na tyle w temacie: karp i niektóre zwyczaje wigilijne. Idę do kuchni,  coś upichcić. O moje biedne stopy i nogi.

Halina Lesniak

środa, 21 grudnia 2016

jak świętować?....







Zaraz Święta
każdy jak potrafi
o bliskich
przyjaciołach
znajomych pamięta
prezenty
na miarę kieszeni
szykuje
z życzeniami spieszy
telefonuje
we wszystkie strony
śle maile i sms-y
żeby sprawić radość
zadowolenie
choć trochę ucieszyć
nie mamy zbyt wiele
powodów do radości
świąteczny zwyczaj
zapraszania gości
rodzinnych spotkań
serdeczności
uprzyjemnia życie
dodatkowe nakrycie
na wigilijnym stole
to też przecież
nie pusta ozdoba
ale miejsce dla kogoś
kto samotny
opuszczony
złożony chorobą
przed światem się chowa
Pan przychodzi
do wszystkich
z najpiękniejszymi darami
miłością
nadzieją
pojednaniem
resztę musimy
zrobić sami
żeby wszyscy
godnie świętowali.

/Jaga (JK.)/

foto-net


wtorek, 20 grudnia 2016

święta..












Gorączka przedświąteczna trwa
Każdy za czymś innym gna
Gdzieś na chodniku siedzi 
Dziecko skulone
Jest takie smutne
Czymś wystraszone
Wieczór powoli zapada 
A ono samo ze sobą gada
Pewnie nie ma normalnego domu
Pewnie czuje się 
Niepotrzebne nikomu
Przecież i dla niego 
Chrystus się narodzi
Przecież i jemu chce życie osłodzić
Siedzi i liczy na niebie owieczki
Czy zobaczy w swym domu
Na choince świeczki
Czy powrócą miłe wspomnienia
Czy ciepły płomyk serca
Rozjaśni jego marzenia
Niestety rodzice myślą tylko o sobie
Mają inne priorytety w głowie
Tuż obok inne dzieci radośnie biegają
Prezentami się przechwalają
A ono siedzi takie samotne
I na deszczu moknie
Nie dopuśćmy aby ktoś w te święta
Czuł się odrzucony
Reagujmy na czas zanim na alarm
Zaczną bić dzwony
Dzielmy się tym co mamy z innymi
Miłość do drugiego człowieka
Szlachetnych ludzi z nas czyni
Wyciągnijmy dłoń do potrzebującego
Zadbajmy o dobry nastrój każdego
Okażmy komuś więcej uwagi
Wspólne celebrowanie świąt
Nie wymaga odwagi
Nich nie pochłoną nas zakupy i prezenty
Niech ten magiczny czas 
Będzie dla nas czasem świętym

Chantalie



foto-net

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Samotność w Boże Narodzenie....





 Chociaż w święta Bożego Narodzenia 
tak chętnie podkreślamy ich rodzinny charakter, 
mimo to w zastraszającym tempie 
przybywa ludzi, którzy do wigilijnego i świątecznego stołu, 
nie mają tak naprawdę z kim zasiąść. 
Bo okazuje się, że ktoś wyjechał do pracy za granicę, córka z zięciem odpoczywa w ciepłych krajach, inni zapomnieli zaprosić na Wigilię babcię, o dziadku wiadomo tylko, że od lat jest bezdomny… 
Można by mnożyć podobne przykłady, sęk w tym: 
jak rozwiązać tego typu smutne problemy? 
Ludziom na pewno żyje się obecnie coraz trudniej, 
a narastająca samotność – najczęściej zapłakana 
– cicho siedzi w czterech ścianach wymarzonego kiedyś M 3.

foto-net

Samotność zawsze była trudna i przykra dla człowieka, 
ponieważ w jego  naturze jest nade wszystko bycie z kimś i dla kogoś. 
Tym bardziej odczuwalna jest ona w wyjątkowych momentach ludzkiej historii, gdzie pragnienie posiadania obok siebie drugiej osoby, 
jeszcze bardziej wzmaga nie tylko tęsknotę, 
ale i ból, który tak trudno ukryć przed samym sobą. 
Dlatego chleb krojony w samotności w bożonarodzeniowym czasie, 
choćby pochodził z najlepszej piekarni, 
smakuje rzeczywiście gorzko, a odgrzewany barszcz, 
już dawno zatracił swój świąteczny aromat. 
No może jeszcze karp w galarecie wytrzyma do Sylwestra, 
a potem? Już nowy rok i nowe nadzieje, że będzie lepiej, 
że może wreszcie ktoś powróci, ktoś kogoś przeprosi. 
Może obudzi się jakieś sumienie i zaprosi na następne święta do siebie? 
W Boże Narodzenie widać najmniej mają do powiedzenia ryby 
i zapomniana samotność. A przecież święta są dla wszystkich, 
bowiem sam Bóg nawiedził ziemię, aby swoją światłością rozproszyć każdą ciemność. Gwiazdy na niebie, śpiew kolęd i biały opłatek 
nie mogą być pustymi rekwizytami podtrzymywanej tradycji, 
ale wyrazem ludzkiej miłości i wiary. 
Dlatego, jeśli nie zdążyłeś tym razem ze świątecznymi życzeniami i zaproszeniem, to przynajmniej adorując Boże Dzieciątko, 
wczuj się przez chwilę w rolę samotnej osoby 
i pomyśl, co by było gdyby, mimo iż ubrałeś piękną choinkę, 
kupiłeś najlepsze smakowite potrawy, przygotowałeś prezenty, 
z niecierpliwością nasłuchując dzwonka, a tu i tak nikt nie zapuka do drzwi, a w betlejemskiej stajence twojego serca zrobiło się jakoś dziwnie zimno i chłodno. 
Jedynie znów zwierzęta zrozumiały, że wydarzyło się na ziemi coś niezwykle ważnego. Nie bacząc na trud i niewygodę, 
otoczyły razem Nowo-narodzonego Boga tak jak umiały, 
najprostszą, ale wdzięczną miłością. 
Przecież tak niewiele potrzeba, aby pojąć, iż wspólnie łatwiej dostrzec jest na niebie pierwszą gwiazdę, zwiastującą Dobrą Nowinę i chwile szczęścia...

KMG

piątek, 16 grudnia 2016

ranek...








foto-net 




Ranki zimowe zrobione są ze stali, mają metaliczny smak i ostre krawędzie. (...) O siódmej rano, w styczniu, widać, że świat nie został stworzony dla Człowieka, a na pewno nie ku jego wygodzie i przyjemności...
Olga Tokarczuk 

czwartek, 15 grudnia 2016

serce i rozsadek..











Rozsądek mówi
miłość może zgubić
serce słuchać
takich rad
wcale nie chce
szybciej bije
rozsądek ostrożność
na ogół doradza
sercu przeszkadza
brak swobody
perspektyw
chętnie kocha
starszy i młody
rozsądek podpowiada
kochaj
ale nie przesadzaj
sercu ta zasada
nie odpowiada zupełnie
gdy kocha
świat cały
ramionami obejmie
przytula ściska całuje
rozsądek radzi
zapomnij
gdy zdradzi
serce spokoju
jednak nie daje
pragnienie bliskości
serca bicie
nie ustaje
rozsądek każe
patrzeć w przyszłość
serce
jakby na złość
we wspomnieniach
tonie
załamuje dłonie
nad każdym
zasuszonym liściem
rozsądek i serce
rzadko w parze chodzą
najczęściej wzajemnie
przeszkadzają sobie
a nam szkodzą.

/Jaga (JK.)/

foto-net


środa, 14 grudnia 2016

jeszcze nie pora...








Tak szybko uciekają dni..nawet nie wiem kiedy minęło te ostatnie pól roku...ale tyle się działo...
Diagnoza, która zapadła bez uprzedzenia, nagle i bardzo niespodziewanie! a później to już tylko każdy dzień przynosił jakieś "zaskoczenie"!
Nie miałam czasu żeby się zastanawiać jaki jest dzień i co będzie jutro...w błyskawicznym tempie toczyły się te wszystkie wizyty...
strach...biopsje..wyniki...panika..operacja...wyniki...terapia...strach...
ból...poznawanie nowych określeń...nowych urządzeń.. nowych lekarzy..
Zanim się przyzwyczaiłam do tego wszystkiego, obyłam z nazwami, z codzienna terapia...z innym odbiciem w lustrze...dogoniła mnie pierwsza wizyta kontrolna! - Zostałam bardzo dokładnie obejrzana, osłuchana, obmacana, ostukana...i usłyszałam : Jest dobrze!..
Prawie nie mogłam uwierzyć, ze to słyszę..a jednak to właśnie powiedział lekarz, zadowolony z badania!
Wiec mogę przygotować się do świąt i końca roku bez tego uciskającego obciążenia w myślach? Mogę??...No tak! mogę!..
Wiec teraz przez pół roku żyję jak każdy zdrowy człowiek??.. każdego dnia budzę się i myślę.. "jestem zdrowa"!..To takie fascynujące! wspaniale!..
Przed choroba nigdy o tym nie myslalam! A Ty? myślisz kiedykolwiek o tym, ze jestes szczęśliwcem, bo jestes zdrowa/y?? pewnie tez nie!
Bo o tym się nie myśli! człowiek budzi się rano i już się spieszy!...do czego? Po co?..gdy zachoruje szuka przyczyn wokoło a nie w sobie i w tym jak żył.... do chwili choroby..
Swiat się nie zmienił, ale ja widzę go inaczej! Ludzie wokoło mnie się nie zmienili ale ja już odbieram ich inaczej..zmieniły się moje priorytety..
Należy wiedzieć i widzieć to co jest tak naprawde ważne... najważniejsze.. Nasze zdrowie, bez tego NIC nie jest ważne! 
Wiec zatrzymaj się na chwile i pomyśl gdzie tak się spieszysz??
Czy zawsze masz czas dla bliskich? czy zawsze pamiętasz o przyjaciołach? czy masz czas dla siebie?..  ostatnio przeczytana książka? spacer bez celu z kimś miłym? patrzenie w gwiazdy?..
I nie mów mi, ze nie masz czasu na bzdury, bo to nie są bzdury..to nasze życie i to my decydujemy co chcemy zrobić dla nas samych..


foto-net
Jak bardzo się ciesze, ze jeszcze nie pora....to wiem chyba tylko ja sama! Dziękuję Opatrzności za każdy dzień....

wtorek, 13 grudnia 2016

malowane muzyka...






Swiat bez muzyki byłby nudny...plaski.....pusty....
i całkowicie głuchy....





Paintings - Kitty Meijering
Moreza - Mystic Dancer, Album: Crimson Moon by Moreza 








Paintings - Alexander Bolotov / Ukraine /
Rain... Rain... S. Grischuk / Сергей Грищук - А дождь всё льёт...

poniedziałek, 12 grudnia 2016

patrz przez serce






Trzeba patrzeć przez serce, by widzieć więcej, by zamiast kształtu dłoni... zobaczyć pełne ciepła ręce. Trzeba przez serce spojrzeć, przez jego oczy wnikliwe, by koloru oczu nie dojrzeć ale... spojrzenie życzliwe. Trzeba przez serce spoglądać, otworzyć jego wieka, by nie widzieć jak kto wygląda ale... ile ma w sobie z człowieka …..  


foto-net

niedziela, 11 grudnia 2016

czym jest miłość?










czym jest każda miłość
jeśli nie ciepłem dłoni gdy chmury 
nad głową
spojrzeniem spod rzęs roześmianym
promykiem rozjaśniającym 
włosy co przypomina wiosnę
snem który chcemy śnić bez końca
czym jest miłość 
jeśli nie czułością
staraniem i wątpliwością 
magią bliskości co pamięta
pierwszy śmiech i pierwsze łzy
dźwiga więcej niż potrafi unieść
czym jest każda miłość
jeśli nie powrotem
do domu
i pierwszą myślą poranka


/Justyna Barańska/



art.Markovtsen Tatyana

sobota, 10 grudnia 2016

trzeba chcieć...









Każdy z nas od czasu do czasu "zalicza ścianę", 
punkt, w którym wydaje się, że "się nie da", że wszystkie możliwości zostały wykorzystane. 
Ale jak ze ścianą - tak i z problemami, można je obejść, rozwalić, albo poszukać drabiny, dzięki której przedostaniemy się na drugą stronę tego co nas ogranicza..
Trzeba tylko chcieć...




foto/gif-net

piątek, 9 grudnia 2016

cztery świece..








  W dużym ciemnym pokoju cztery świece spokojnie płonęły. 
Było tak cicho, że słychać było jak ze sobą rozmawiały.

Pierwsza powiedziała: - Ja jestem POKÓJ. 
Niestety, ludzie nie potrafią mnie chronić. 
Myślę, że nie pozostaje mi nic innego jak tylko zgasnąć.
I płomień tej świecy zgasł.

Druga: Ja jestem WIARA. 
Niestety nie jestem nikomu potrzebna. 
Ludzie nie chcą o mnie wiedzieć, nie ma sensu, żebym dalej płonęła.
Ledwie to powiedziała, lekki powiew wiatru zgasił ją.

Trzecia: Ja jestem MIŁOŚĆ. 
Nie mam już siły płonąć. 
Ludziom nie zależy na mnie i nie chcą mnie rozumieć. 
Nienawidzą najbardziej tych, których kochają - swoich bliskich.
I nie czekając długo i ta świeca zgasła.

Nagle do pokoju weszło dziecko i zobaczyło trzy zgasłe świece. Przestraszone zawołało: Co robicie? Nie rozumiem! Musicie płonąć! 
Jesteście potrzebne! Boję się ciemności!.....I zapłakało.

Wzruszona czwarta świeca powiedziała: 
Nie bój się! Dopóki ja płonę zawsze możemy zapalić tamte świece. 
Ja jestem NADZIEJA.
Z błyszczącymi i pełnymi łez oczyma, dziecko wzięło świecę i zapaliło pozostałe świece.

Niech nigdy w naszych sercach nie gaśnie Nadzieja 
i każdy z nas jak to dziecko, niech będzie narzędziem, 
gotowym swoją Nadzieją zawsze rozpalić Wiarę, Pokój i Miłość.



foto-net