niedziela, 10 kwietnia 2016

.. tylko bezsilność..



   Bardzo starałam się nie wpadać w panikę...nie myśleć, ze własnie zaczął się ten ostatni etap naszego wspólnego "my"...nie dopuszczałam tej myśli do siebie..spędzałam godziny w szpitalnej sali trzymając dłoń męża w swoich rekach...gdy spal czy gdy siedział w fotelu..nic nie mówił patrzył na mnie oczami pełnymi żalu i rozpaczy...gdy pytałam czy coś go boli kręcił przecząco głowa..
Podpięty do kroplówek, które zapewniały mu komfort bez bólu..nie protestował gdy podpinano coś dodatkowego..
Wiedziałam, ze chciałby wrócić do domu - niestety lekarze nie zgodzili się na to.. tłumacząc ze nie poradzę sobie sama z opieka, podawaniem leków, płynów...musiałam to wytłumaczyć mężowi - słuchał co mowie i powiedział tylko "trudno".. było mi przykro, ale nie mogłam niczego zrobić..musiał pozostać w szpitalu..
cztery dni a mi się wydawało ze to wieczność!..tamtego dnia powiedział nagle ..
"coraz mniej wyraźnie ciebie widzę kochana"..
tak trudno było to słyszeć..tak trudno było patrzeć, ze każdego dnia, odchodzi trochę bardziej ode mnie
 ...nadzieje zastąpiła ..  bezsilność! okropna, nieczuła i beznadziejna - bezsilność! ... 
mogłabym dla tego człowieka zrobić wszystko, a nie mogłam nic .....tylko być przy nim! ..tylko tyle....


   Czas był wyznaczony dla nas..nawet jeśli nie chciałam o tym myśleć, to te kilka dni w szpitalu to były najdłuższe z dni z jednej strony i bardzo krótkie patrząc z drugiej strony i każdego dnia widziałam, ze maż odchodzi trochę bardziej i ze już nic  i nikt nie może go zatrzymać i to było tak bardzo bolesne..tego nie można opowiedzieć..to trzeba przeżyć by zrozumieć ten stan duszy..te pustkę w sercu i te potworna samotność...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za każdy komentarz..