piątek, 19 stycznia 2018

Święta w górach cz. VIII









Święta poza nami, ale pozostało kilka dni naszego urlopu. Kolejny dzień wstał pogodny i mroźny. Śnieg przestał padać, co dawało możliwość, ze stok będzie czynny. SMS od doktorka potwierdzał, że pist będzie czynny jutro. Po śniadaniu postanowiłam pojechać do sklepu, to spokojna przejażdżka siedem km w jedną stronę. Wiedziałam, że nie przepadasz za zakupami, ale gdy chciałam mimo wszystko zapytać, czy pojedziesz ze mną — byłeś szybszy i powiedziałeś, że masz w planie na dzisiaj zrobienie stojaka na drewno do kominka. Znam Twoje zamiłowanie do majsterkowania, więc nie zapytałam, czy ze mną pojedziesz, tylko powiedziałam, że robię mały wypad do sklepu. Uśmiechnąłeś się do mnie i dodałeś, żebym nie zapomniała telefonu, cmoknęłam Twój świeżo ogólny policzek i biorąc kluczyki, zeszłam do garażu. Mróz, śnieg iskrzący w słońcu i piękny zimowy pejzaż. Nasze autko świetnie dawało sobie radę na ośnieżone drodze. Jechałam, myśląc o naszej przygodzie w lesie. Kilkanaście samochodów na drodze w jedną i drugą stronę. Po świętach więcej osób miało pomysł na mały wypad do Supermarketu. Nie jechałam szybko, czułam, że jest ślisko. Nagle na łuku drogi przede mną pojawiło się auto w szalonej jeździe "na trzeciego" odruchowo odbiłam w bok, chcąc uniknąć zderzenia, złapałam pobocze i ściągnęło mnie do rowu. Poduszka eksplodowała i moment trwało, zanim „poukładałam” wszystko w głowie. Trzęsły mi się ręce. Poleciały mi łzy. Starałam się złapać głęboki oddech, przecierałam twarz dłońmi i zobaczyłam krew na moich palcach. Udało mi się wypiąć z pasów i sięgnąć po torebkę i telefon. Długo nie odpowiadałeś, ale jeśli majsterkowałeś w piwnicy, to mogłeś nie słyszeć telefonu. Nie miałam wyjścia, zadzwoniłam do doktorka — na szczęście był wolny. W trzech zdaniach opowiedziałam, co się stało i poprosiłam, żeby zabrał Cię po drodze. Miałam nadzieje, że jego Jeep 4 × 4 da rade wyciągnąć nasze Clio z rowu. Wygrzebałam się z auta, co znacznie uspokoiło ludzi z aut, które zatrzymały się w pobliżu. Widząc, że nic specjalnie mi nie jest i gdy powiedziałam, że już zadzwoniłam po pomoc.. spokojnie wsiadali do aut i odjeżdżali. Zostało jedno auto mężczyzny (ten właśnie pomagał mi wyjść z auta), rozmawiał przez telefon, stojąc obok. Skończył i razem ze mną starał się ocenić szkody w moim aucie. Pooglądał dookoła i stwierdził, że duża warstwa śniegu dobrze zamortyzowała „lądowanie” do rowu. Auto było mocno przechylone, ale nawet nie leżało na boku. Po chwili powiedział, że jest policjantem i początkowo widząc auto w rowie, zadzwonił po policje, ale odwołał przyjazd ekipy, bo stwierdził, że to bez sensu, na szczęście nie ma poszkodowanych. Wysłuchał mojej relacji, jak doszło do tego, że wylądowałam w rowie i postanowił poczekać ze mną na wezwaną pomoc i podał mi apteczkę. Dopytywał się, czy zauważyłam, jakie to było auto, te szarżujące na drodze. Niestety pamiętałam tylko, że było duże i czerwone. Apteczka przydała się. Doprowadziłam do porządku mój nos. Najwyraźniej był moment, że"dotknął"poduszki, nie pamiętałam tego, ale sprawy dzieją się w ułamkach sekund!. Nie trwało długo i zobaczyłam podjeżdżający Jeep doktorka. Prawie w biegu otwierałeś drzwi i już byleś obok mnie, pytałeś, czy wszystko w porządku? Gdy potwierdziłam, przytuliłeś mnie mocno do siebie, wysłuchałeś, jak to się stało i już z doktorkiem oglądaliście auto. Policjant dyskutował z Wami. Nawet nie trwało długo, gdy nasze auto stało już na drodze, wyciągnięte bez problemu przez Jeepa doktorka i pomoc auta policjanta.
Nie było widać zbytnich szkód, poza lekko zarysowanym tylnym błotnikiem. Słyszałam, że dyskutowaliście coś o kolach (były mocno skręcone). Byłam zbyt rozkojarzona tym, co się stało, żeby śledzić tok rozmowy. Postanowiłeś, że przejedziesz kawałek, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Podziękowałam policjantowi — wymieniliśmy numery telefonów, okazało się, że on też jest tu na urlopie w jednym z domków. Odjechał. Ja z doktorkiem czekałam na Twój powrót, zakładając, że jeśli wszystko jest w porządku, to przecież jechałam po zakupy i chciałabym te zakupy zrobić. Wróciłeś po kilkunastu minutach, mówiąc, że wygląda na to, że nic specjalnie nie ucierpiało. Odetchnęłam z ulgą. Całe szczęście — nie jechałam szybko i w tym rowie było naprawdę duzo śniegu! Popatrzyłeś na mnie i zapytałeś- wracamy? Pokręciłam przecząco głową. Powiedziałam, że chce zrobić zakupy, bo doskonale wiedziałam, że to, ze w tej chwili nic mnie nie boli, może się zmienić za kilka godzin. Nie było wyjścia, postanowiłeś ze mną pojechać, pewnie widziałeś, że jestem mimo wszystko trochę roztrzęsiona. Doktorek pomachał nam ręką i odjechał. Do Supermarketu było już niedaleko. Zakupy z konieczności były szybkie i nie kupiłam wszystkiego, co zaplanowałam, byłam rozkojarzona.

W domu długo stałam pod ciepłym prysznicem.. chciałam zmyć z siebie.. strach, który dopiero teraz poczułam. Później, siedząc przed kominkiem, z dużym kubkiem aromatycznej herbaty, sięgnęłam po notes i zaczęłam pisać wiersz, później następny. Emocje znalazły ujście. Bardzo dobre ujście.. Dodam tylko, ze stojak na drewno obok kominka był wyjątkowo dokładnie zrobiony, co oznaczało, że Twoje emocje tez znalazły ujście. Prawidłowo! Nie należy zatrzymywać emocji w sobie.. ani tych złych.. ani nawet tych dobrych.. 
cdn

Milena 775

foto-net









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za każdy komentarz..