poniedziałek, 22 stycznia 2018

Święta w górach cz. XI








Kolejny dzień zaczął się oczywiście od wizyty u doktorka.
Koniecznie chcieliśmy dowiedzieć się, jak się czuje. Wczoraj było pełno stresu.
Drzwi otworzyła nam córka Andre. On siedział przed komputerem, na nasz widok wstał i lekko utykając, podszedł do nas. Uśmiechnięty jak zawsze i w dobrym humorze. Pierwsze zaskoczenie – był na środkach przeciwbólowych ? (w końcu to lekarz). Przywitał nas wiadomością, że oczywiście jesteśmy zaproszeni na Sylwestra na stoku u Alana. Kolejne zaskoczenie, bo nie rozmawialiśmy na temat Sylwestra.
Patrzyłam zdumiona na niego, nie było po nim widać żadnej traumy po wczorajszym wypadku — gdyby nie ręka w gipsie — pomyślałabym, ze wypadku nie było.
Był zaaferowany ustalaniem szczegółów z Alanem. Na moją uwagę, że ma mocne stłoczenie nogi — odpowiedział, to tylko stłoczenie i że bywało gorzej, niemniej jednak dzisiaj zrobi sobie przerwę na stoku. My przerwy nie musieliśmy robić — prosto od Andre pojechaliśmy na stok. Pogoda była wymarzona, lekki mróz i trochę słońca. Wyjątkowo duzo ludzi. Wśród narciarzy pod wyciągiem, zauważyłam też policjanta, którego poznaliśmy w dniu mojego wypadku.
W domu czekała na nas.. ryba po grecku i na deser sernik. Patrzyłam na Twoją opalona twarz, uśmiechnięte oczy i byłam szczęśliwa, bo i Ty wyglądałeś na szczęśliwego. Ten urlop miał magiczną moc. Właśnie szykowałam czekoladę, gdy rozległego się płukanie do drzwi. Poszedłeś otworzyć i.. usłyszałam głosy doktorka i Anne. Po chwili serwowałam nam kubki, z gorącą, aromatyczną czekoladą. To byli bardzo sympatyczni ludzie. Rozmowa i dużo śmiechu, widziałam, że lubisz towarzystwo doktorka. Kilkakrotnie widziałam, że Andre wymienia spojrzenia z żoną. O co chodziło? W pewnym momencie wstał i wyszedł z pokoju. Wrócił z dużym pudlem w rękach (nawet gips mu w tym nie przeszkodził). Patrzył na mnie z uśmiechem. Nie zabijesz mnie? - zapytał, stawiając pudło na podłodze. Zaskoczona nie wiedziałam co mam powiedzieć. Roześmiałam się i powiedziałam, że życie mu daruje!.. i wtedy z pudła rozległ się cichy pisk? a może mi się zdawało? Andre popatrzył na mnie, na Ciebie i otworzył pudło. W środku na małym kocyku leżał piesek. Mały, puszysty śliczny szczeniak. Patrzył na nas ślepkami ze znakami zapytania. Andre zaczął tłumaczyć, że to potomstwo jego wilczurka i suczki (dużo mniejszej) tej samej rasy, miot to 5 sztuk, dwa były dla doktorka, postanowił, że jednego podaruje nam, bo uznał, że mamy wszystkie pozytywne cechy właściciela psa. Patrzył na mnie, a ja już trzymałam psiaka na rękach. Miał miękką, delikatna sierść i mały ostry języczek, którym lizał mnie po palcach. Podałam go Tobie. Głaskałeś go i jednocześnie patrzyłeś w moje oczy. Rozmawialiśmy kiedyś o psie, ale ja nie miałam na myśli dużego psa. Oczywiście w naszym domu na wsi to było możliwe, ale teraz zostaliśmy zaskoczeni "prezentem"(a przecież wiadomo, ze żadne zwierzątko prezentem nie jest, to zobowiązanie na długie lata). Chwila milczenia przerywana popiskiwaniem psiaka. Andre przekonywał nas, że to dobry pomyśl (wiedział, że mieszkamy na wsi) - piesek jest zdrowy, odrobaczony i zaszczepiony..i je już z miski. Zapewniał, że to nie będzie wielki pies. Na te słowa jego żoną Anne wyjęła ze swojej przepastnej torby smycz.. obroże.. dwa pudelka (nie wiem czego).. nawet dwie metalowe miski były w jej torbie. Roześmiała się, mówiąc, to przenośny butik. Miałam już chęć na tego psiaka, ale oczywiście decyzję musieliśmy podjąć razem. Popatrzyłeś na doktorka a później na mnie, spokojnie odłożyłeś psiaka do pudelka. Wiesz, że w większości to będzie Twój obowiązek? - powiedziałeś. Wiedziałam, Twoja praca zajmowała prawie cały dzień. To oznaczało, że jesteś gotowy wyrazić zgodę. Doktorek wyprzedził mnie o dwie sekundy, wyciągając do Ciebie rękę i mówiąc — nie ma to, jak męska decyzja! Cmoknęłam w Twój (z lekko kiełkującym zarostem) policzek. Doktorek zaśmiał się głośno, przytulając mnie mocno zdrowym ramieniem. Psiak usiłował wyjść z pudła. Poszłam do kuchni po wino i kieliszki. Wypiliśmy po kieliszku wina, sernik szybko zniknął z talerza.. Niespodziewanie goście wyszli, zostawiając nam "niespodziankę", a żegnając się przy aucie, dodatkowo dużą torbę suchej karmy dla psiaka (na przyszłość). Puszysty szczeniak wygłaskany i poprzytulany przeze mnie został wyprowadzony na podwórko. Chodził, śmiesznie unosząc łapki (zimno).. długą chwilę nie zdecydował się na nic więcej.. niestety! Wreszcie — sukces!
Noc upłynęła z popiskiwaniem psiaka, który otulony kocykiem spał w kartonie z mojej strony łóżka. Poranek wyciągnął mnie spod ciepłej kołderki.. no cóż, obowiązek piszczal obok. Tym razem "kałuża" pojawiła się pod drzwiami, zanim otworzyłam drzwi. No trudno. Najwyraźniej za późno wstałam.
1/2 Saszetki z jadzeniem 5 razy dziennie (zgodnie z tym, co przekazał doktorek — przez kolejne 3 tygodnie, tylko to i woda). Właśnie to było w pudelkach, które dała nam Anne. Już wiedziałam, że mamy w domu maleństwo, które ma swoje potrzeby a dla nas to kolejny członek rodziny na długie lata. Zawsze kochałam zwierzęta, ale po śmierci Saby (jamnik długowłosy) jakoś nie mogłam się zdecydować na innego psa. Teraz ?.. Urlop w górach okazał się pełen wspaniałych momentów, również takich, które mogły być groźne ( dały nam lekcje na przyszłość). Poznaliśmy sympatycznych ludzi. Teraz jeszcze podarował nam przyjaciela na lata. Byłam bardzo szczęśliwa, że nasz urlop pozwolił nam odnaleźć siebie w zupełnie inny sposób, niż miało to miejsce w naszej codzienności – aktywność w dzień, w bardzo specjalny sposób przełożyła się na nasze noce, Nasze długie rozmowy przy kominku, Widziałam tylko pozytywy, mimo wszystko, Wiedziałam, że długo będziemy wspominać te dni w górach, domek w zaśnieżonym lesie.. Będziemy chcieli tu wrócić.. to było pewne..
Przed nami jeszcze Sylwester..

cdn

Milena 775






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za każdy komentarz..