wtorek, 16 stycznia 2018

Święta w górach cz.V









Poranne promyki słońca dostające się do sypialni przez ośnieżone gałązki drzew znaczyły już świetliste smugi po ścianie, gdy otworzyłam oczy. Czułam ciepło płynące od Ciebie, chciałam się odwrócić.. i nie mogłam! Dół pleców skuwał ból!
W tym momencie Twoje ramię objęło mnie i poczułam, że przyciągasz mnie do siebie.. jęknęłam bezwiednie. Natychmiast usiadłeś, pytając, co się dzieje? Odpowiedziałam, że to mój wczorajszy upadek — boli mnie dół kręgosłupa. Podniosłeś górę mojej piżamki i usłyszałam — o kurczę, nieźle!
Okazało się, że mam potężnego siniaka, dół kręgosłupa "oberwał" przy upadku. Miałam nadzieje, że wczorajsze „rozruszanie” po upadku zmniejszy efekty, niestety widać trzeba odcierpieć swoje,
Poszukiwanie apteczki trwało tylko moment. Była dobrze zaopatrzona (jak wszystko w domku kuzyna), maść na stłuczenia, plastry przeciwbólowe.. Mówiłam, co masz zrobić, maść (delikatnie wcierania).. plaster i po pewnym czasie mogłeś mi pomóc wstać z łóżka. Trochę to trwało, ale się udało!
Wiedziałam, że muszę się ruszać. Przychodziło mi to z trudem, ale krok za krokiem zaczęłam poruszać się po pokoju, nawet doszłam do kuchni. Patrzyłeś na mnie w zamyślenia i spytałeś, czy dam rade w aucie, bo wracamy.. Otworzyłam szeroko oczy i powiedziałam, że to niemożliwe, bo zostajemy! Kręciłeś przecząco głową, mówiąc, że to powinien zobaczyć lekarz. Zgodziłem się z Tobą. Zadzwoniłam do.. pana doktora ze stoku. Okazało się, że jest z rodziną dwa domki od nas i za 40 minut był. Obejrzał moje "doły pleców". Potwierdził, że to "pięknie wykreowany" siniak, raz jeszcze przeprosił za córkę.. Zaaplikował mi zastrzyk, dał tubkę "mazidełka"(ponoć idealnie "stawia na nogi" w takich przypadkach) do smarowania i paczkę plastrów przeciwbólowych. Potwierdził, że nic groźnego na szczęście to nie jest, ale niestety bolące bardzo. Nie chciał zapłaty, natomiast gdyby ból nie zmniejszał się — prosił o kontakt. Podziękowaliśmy i pożegnaliśmy się nadzieją spotkania na stoku. Skoro nie musiałam leżeć, a plaster dobrze działał, spacerowałam po domu, drobnymi kroczkami. Pierwszy dzień świat, hmm.. nie tak miało być.
No cóż, widocznie należało posłuchać małego dzwoneczka w mojej głowie, tam na stoku. Teraz trzeba przygotować obiad, kaczka była przygotowana wczoraj, czekała w lodowce w przyprawach i zaprawie..
Musiałeś pomóc w przygotowaniach.. całkiem bez problemu nadziałeś ją przygotowanymi kasztanami i wstawiłeś do piekarnika. No proszę! jak musisz, to potrafisz. Dodatki to już nie był problem.. Dreptałam ciągle, bo stanie w miejscu było trudne momentami. Dobry humor nas nie opuszczał, mimo wszystko. Świąteczny obiad był super, obłożona poduszkami, czułam się wystarczająco wygodnie, by momentami nie pamiętać o bólu. Stanąłeś na "wysokości zadania" - podawałeś z kuchni na stół w pokoju, po obiedzie zrobiłeś pachnącej malinami herbaty i przyniosłeś ciasto.. nawet moje macarons* znalazły się na stole. Rozmawialiśmy o podświadomości, porozumieniu poza słowami. Rysowałeś mi na kartkach swój przyszły projekt.. i te detale zaprojektowanego dla mnie drobiazgu na biurko. Sympatycznie spokojny dzień świąteczny.. taki właśnie powinien być. Za oknem sypał śnieg..
Pod wieczór lekarz (Andre) przysłał SMS, że nie mamy czego żałować, trasa zamknięta dzisiaj, za dużo śniegu napadło.
Wieczorem skupiłam uwagę na rozruszaniu moich bolących.. miejsc! Nie było to proste, ale konieczne! W łóżku z pełnym zaufaniem powierzyłam mój "super- siniak" i tubkę "mazidełka" od Andre — twoim dłoniom.. Mimo bólu doskonałe czułam ciepło dotyku, delikatne, ale zdecydowane masowanie palcami, tak przyjemne, że zapomniałam, że to masaż leczniczy. Twoje zachowanie jednoznacznie wskazywało, że Ty też o tym zapomniałeś. Niestety skończyło się naklejeniem plastra.. (tylko)! Ból wykluczał bardziej intensywne ruchy. Za oknem sypał śnieg widoczny w blasku latarni zamontowanej na ścianie domu. Patrzyłam przez chwilę na wirujące płatki, z plecami wtulonymi w ciepło Twojego ciała, uspokojona masażem z maścią i plastrem.
Zapadałam wolno w sen jak w zaspę czegoś delikatnego, miękkiego i bezpiecznego.. Nie miałam czasu pomyśleć, co przyniesie drugi dzień świętowania. Morfeusz zabrał mnie na szusowanie po wspaniałym stoku, ale za to na snowboardzie.. tym razem bez upadku....

Milena 775




foto-net


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za każdy komentarz..