niedziela, 21 stycznia 2018

Święta w górach cz. X










Ranek zastał nas w łóżku (wczorajszy późny powrót od Andre, trwał jeszcze długo na „białej sali” naszego łózka). Niespodziewanie zadzwonił telefon – doktorek pytał, w jakiej kondycji jesteśmy? Odpowiedziałam, że w bardzo dobrej – usłyszałam śmiech w telefonie, Andre tłumaczył nam, że jego rodzinka wybiera się na zakupy, a on ma ochotę na wypad 25 km dalej na inny stok, ponoć bardziej „nadający się do jazdy”.
Nie chciał tego sprecyzować, powiedział, że pewnie Ty to zrozumiesz bez tłumaczenia. Popatrzyłam na Ciebie – uśmiechałeś się, kiwając potakująco głową! Zrozumiałam, że masz ochotę na ten wypad. Powiedziałam doktorkowi, że potrzebujemy 45 min. Odpowiedział, że będzie u nas za 45 minut i rozłączył się.
Woda z cytryną, śniadanie i rozmowa na temat wyjazdu, nie miałam zbytnio ochoty na ten stok bardziej „nadający się do jazdy” (moje obtłuczenia nadal były odczuwalne). Po chwili dyskusji ustaliliśmy, że pojedziesz sam z Andre, obiecałeś mi, że będziesz uważał na stoku i że wrócisz cały przed wieczorem. Niby śmialiśmy się z moich obaw, ale ja czułam jakiś dziwny wewnętrzny niepokój. Rozdarty rękaw Twojej kurtki to mógłby być dodatkowy argument, żebyś nie pojechał. Mógłby być, ale widziałam, że masz ochotę, więc przejrzeliśmy kurtki kuzyna – jedna pasowała na Ciebie idealnie.
Przed domem doktorek dawał znać klaksonem, że chyba trochę się spieszy? Długi pocałunek i patrzenie w Twoje oczy, w których widziałam iskierki podekscytowania poznania nowego stoku. Odprowadziłam Cię do Jeepa doktorka, zamocowałeś narty obok nart Andre, pomachaliście mi na pożegnanie i już po chwili auto zniknęło za drzewami.
Czym zająć ręce wiedziałam, ale czym zająć myśli? Zacerowanie rękawa kurtki zajęło mi trochę czasu, przydały się kawałki materiału, które wycięłam z wewnętrznej części kieszeni moich spodni na narty (i tak „nie używałam” tej kieszeni).Trochę zajęło mi gotowanie i sprzątanie w kuchni, później zeszłam do piwniczki i zrobiłam listę tego, co już zużyliśmy z zapasów kuzyna, Postanowiłam pojechać do sklepu (musiałam się czymś zająć). Tym razem dotarłam do Supermarketu bez problemu, spacerowałam między rejonami, wybierając z polek to, co było na liście i — dokładając jeszcze trochę innych produktów (w ramach malej niespodzianki dla kuzyna). Co jakiś czas spoglądałam na telefon. Milczał uparcie. Ani wiadomości, ani SMS.. nic! Godziny upływały, a telefon milczał. Moja wyobraźnia zaczęła swoja prace, pojawiały się obrazy niezbyt przyjemne. Wysłałam SMS-a z zapytaniem, jak się bawicie? Odpowiedzi nie było! Teraz już zaczęłam się denerwować. Starałam się nie panikować.. może po prostu nie ma tam zasięgu? A może telefon masz wyciszony? Po godzinie zadzwoniłam do zony doktorka z zapytaniem, czy się odzywał? Odpowiedziała, że nie, ale nie była wcale zdenerwowana, stwierdzając, że nigdy nie dzwoni, gdy jeździ na nartach. Pozostało mi czekać nadal, za oknem zaczynała się szarówka, zaświeciła się lampa na domku. Kwadranse ciągnęły się niemiłosiernie, za oknem było już całkiem ciemno. Wysłałam do Ciebie kilka SMS-ów, odpowiedzi nie było, gdy zadzwoniłam, automat poinformował, że abonent jest chwilowo niedostępny, identyczny komunikat był u doktorka.
Późnym wieczorem (pewnie wydeptałam stale ślady w wykładzinie, chodząc w tę i z powrotem) usłyszałam pukanie. Z duszą na ramieniu podeszłam do drzwi, chwile stałam niezdecydowana co mam zrobić? Może to ktoś obcy? A może to np. policja ze złymi wiadomościami? Otworzyłam.. za drzwiami stałeś Ty, z nartami na ramieniu! Zapomniałem kluczy – usłyszałam. Wpuściłam Cię do środka, wtuliłam się w zimną kurtkę, objąłeś mnie, mówiąc – pozwól mi się przebrać. Chwile później siedzieliśmy blisko kominka z kubkami gorącej herbaty. Dopiero teraz nerwy zaczęły mnie puszczać. Opowiadaj – poprosiłam drżącym głosem.
Oto co się wydarzyło – dojechaliście bez problemów, dyskutując o technikach zjazdów. Stok okazał się dużo wyżej w skali trudności. Duzo ludzi. Pierwszy zjazd był udany, Andre cieszył się głośno, okazało się, że on uwielbia ryzyko. Kolejne zjazdy. Czas szybko mijał (gdy się zjeżdża na nartach, nie sprawdza się upływającego czasu). Zjeżdżaliście kolejny raz — przewróciłeś się, ale bez żadnego problemu i żadnego urazu (na szczęście), ale ta chwila opóźnienia spowodowała, że straciłeś z oczu doktorka. Gdy chciałeś go namierzyć, dzwoniąc do niego, okazało się, że nie masz telefonu (kiedy i gdzie wypadł z kieszeni? - nie zapiałeś jej?). Przy wyciągu doktorek czekał (nie widział, że upadłeś, uznał, że to może już zmęczenie?).Wjechaliście na gore. To miał być ostatni zjazd – doktorek szarżował i w pewnym momencie upadł, widziałeś, że próbował się ratować przed upadkiem wyciągniętą ręką. Nie wyglądało to dobrze, gdy podjechałeś do niego, miał twarz wykrzywioną bólem. Od razu powiedział Ci, że pewnie złamał rękę i ze boli go noga. Kobieta, która zatrzymała się obok, wezwała pomoc. Zwieźli go ze stoku, Pojechałeś Jeepem za karetka do szpitala. Zanim zrobili badania, to upłynęło dużo czasu. Na nieszczęście okazało się, że doktorek ma mocno poobijaną nogę, biodro (nie złamane) a złamana jest ręką, tuż za nadgarstkiem, Założyli mu gips, nie wyraził zgody na pozostanie w szpitalu (no cóż? ponoć najgorzej leczy się lekarzy). Przywiozłeś go do domu (trudno było mu się poruszać), nawet nie wszedłeś do nich, bo wiedziałeś, że pewnie umieram z nerwów. Ścieżką przez las wróciłeś. Zamilkłeś i zapanowała cisza. Patrzyłam na Ciebie, powiedziałam tylko – to mogłeś być Ty.
Popatrzyłeś na mnie i powiedziałeś — wszystkiego nie da się przewidzieć.
Byleś zmęczony. Bardzo.
Powstrzymałam napływające łzy.
Później w łóżku, przytulona do Ciebie i słuchając Twojego ciężkiego oddechu, myślałam, jak niewiele trzeba, by wszystko nagle się skończyło. Myśli moje wirowały pod sufitem. Jak dobrze, że jesteś..
Podświadomość ostrzegała mnie przed Waszym wyjazdem, ale jak zatrzymać coś, co na starcie nie wygląda źle? Są zdarzenia nagle, których nie da się przewidzieć. Nie da się przesiedzieć życia w czterech ścianach, bo i tam może nas spotkać coś złego.
Czy powiedziałam Ci wszystko, co zawsze chciałam powiedzieć?. Czy Ty powiedziałeś mi słowa, które powinny paść? A gdyby zabrakło nagle szansy na to?
Obiecałam sobie, że nigdy nie będę odkładała ważnych slow na później.. bo tego „później” może nie być. Te dni urlopu (wszystkie zdarzenia) doskonale nam to powinny uświadomić. Jesteśmy jak piórka na wietrze jak pył widziany w promieniach słońca – to nic trwałego (niestety). Nie odkładajmy niczego na potem.
Uświadomiłam sobie, że te dni urlopu są dla nas swoistą lekcją życia..

cdn


Milena 775

foto-net


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za każdy komentarz..