czwartek, 18 stycznia 2018

Święta w górach cz.VII









Śnieg sypał, miałam wrażenie, że płatki są większe niż pół godziny temu, to powodowało, że niewiele było widać wokoło. Szliśmy dalej, wypatrując skrętu w prawo, bo to kojarzyło się nam z drogą w stronę domu. Nagle zza śniegowej "ażurowej firany" ujrzeliśmy leżące drzewo w poprzek naszej drogi. Duże z gałęziami i korzeniami pełnymi śniegu (wiec długo już tu leżało). Kto albo co przewróciło takie duże drzewo? Trudno zgadnąć, zresztą nie to nas zajmowało. Z której strony obejść tę przeszkodę? od strony korzeni był dół i nie wiadomo co jeszcze, bo obok rosły ciasno choinki.. od strony czubka drzewa to ileś — tam metrów między choinkami. Wybraliśmy mimo wszystko obejście od strony korzeni, nie było to proste, przeciskanie się między ośnieżonymi choinkami do przyjemności nie należy. Zabrało nam to dość dużo czasu, ale w rezultacie byliśmy znowu na drodze. Chciałam już tylko jednego — wrócić do domu i napić się pachnącej czekolady! Prawie "widziałam" Twoje niezadowolenie („parowało” z czapki). Niestety przed nami jeszcze kawałek(?) drogi. Idąc w gęsto padającym śniegu, przestaliśmy rozmawiać. Wiedziałam, że ta przygoda nie zachwyca Cię, no cóż? Wrócić trzeba... Z prawej strony ciągle nie było widać żadnej ścieżki ani dróżki. Spoglądając ciągle w prawo w las, nagle zobaczyłam za drzewami.. wilka? Potężne psisko, czy wilczysko biegało za drzewami. Padający śnieg, duży zwierzak cały w śniegu, stres — byłam gotowa "widzieć" wszystko!
Pokazałam Ci, na co patrzę i prawie szeptem spytałam — sądzisz, że to wilk?
Nie wiem, trudno powiedzieć — odpowiedziałeś.
Nagle gdzieś daleko słychać było krótki ostry gwizd i .. po chwili już nie widziałam wilka — nie wilka.. Moje myśli szalały w głowie.. obcy faceci za nami, tuż obok może wilk, co jeszcze nas czeka? To święta miało być przyjemnie.
Źle się szło w tym nowo napadanym puchu i nagle, gdy stanęłam nie tak, jak trzeba, wypięła mi się rakieta, upadając kawałek obok. Zrobiłam krok nogą bez rakiety i.. zapadłam się w śnieg wystarczająco głęboko, by stracić równowagę. Leżałam w śniegu i nie wiedziałam — śmiać się czy płakać? Złapanie rakiety i wydostanie mnie z zaspy, zajęło chwile, nie wspomnę już o tym, że ten nieprzewidziany nagły ruch spowodował nawrót bólu (wiadomo w którym miejscu). Kiedy ponownie byliśmy gotowi do dalszego marszu, z lasu po lewej stronie wyszły tuż za nami tamte dwie osoby! Najwidoczniej obchodzili leżące drzewo po naszych śladach. Zamotani w szaliki i czapki z okularami, utytłani w śniegu tak jak i my wyglądali mało sympatycznie. Odruchowo złapałam Cię za rękaw kurtki, szukając Twojej ręki.
I w tej właśnie chwili zza drzew z prawej strony drogi wybiegł.. wilk i z dziwnym skowytem rzucił się w stronę tych osób! Staliśmy całkowicie oniemiali tą sceną! Nie wiedziałam, czy mamy ratować przed wilkiem te osoby, czy poczekać, żeby ich — przestraszył? pogryzł?, bo uciekać nie było jak. - To trwało moment, bo jedna z tych postaci wyciągnęła ręce w stronę zwierzaka i dała się przewrócić, bo domniemany wilk z biegu skoczył na tę osobę! Teraz już było jasne, że to nie wilk, tylko wilczur i że dobrze zna osobnika. Nagle kawałek dalej z prawej strony z lasu wyszły dwie kolejne osoby, prawie wstrzymałam oddech i w tym momencie usłyszeliśmy.. znajomy głos mówiący — no wreszcie was znaleźliśmy! Jak to znaleźliście? - zapytałam, oddychając z ulgą — gdy podeszli bliżej okazało się, że to doktor ze swoim synem, a dwaj osobnicy to koledzy syna, którzy wzięli udział w poszukiwaniach "zagubionych w lesie”, czyli nas! Powrót z doktorem i jego ekipą zabrał nam dużo mniej czasu, niż przypuszczałam. Kiedy dotarliśmy do domu, zaprosiłam ich na gorącą czekoladę, ale młodzi woleli inne zajęcia. Doktorek przyjął zaproszenie, przecież obiecał opowiedzieć, dlaczego nas szukał w lesie.
Później, siedząc wygodnie, przed kominkiem, którym zająłeś się w czasie, gdy robiłam czekoladę i kroiłam ciasto, usłyszeliśmy wyjaśnienie całej historii.
Wychodząc na ten spacer, wiedziałam, że mój telefon nie jest doładowany, bo zapomniałam o tym poprzedniego dnia. Wymieniałam SMS-y z doktorem, wyruszając w las i później włożyłam go do zewnętrznej kieszeni kurtki na rękawie, by mieć go pod ręką. Niestety temperatura minusowa spowodowała, że rozładował się duzo szybciej (o czym nie wiedziałam). Po dwóch godzinach doktor chciał zapytać, jak nam się wędruje (na prośbę kuzyna) i nie dodzwonił się do mnie, ani nie miał odpowiedzi na SMS-y, wiec zadzwonił do mojego kuzyna (z którym znal się od wielu lat, nie miałam o tym pojęcia). Kuzyn lekko spanikował i gdy po godzinie nadal nie było, kontaktu uznał, że coś się stało. Poprosił doktorka o pomoc. Więc koledzy syna doktorka poszli po naszych śladach, niknących pod nowym śniegiem, a on sam z synem weszli w las z innej strony, bo doskonali znali ten teren, wzięli ze sobą swojego wilczura.. Komunikowali się ze sobą i już od dłuższego momentu wiedzieli, gdzie jesteśmy, ale ponieważ na rakietach nie da się biegać, a my mieliśmy znaczną przewagę, to trochę to potrwało, zanim nastąpiło spotkanie! Opowiedziałam o moich przeczuciach i stresie — śmialiśmy się z tego w trójkę. Gdy zadzwoniłam do kuzyna i opowiedziałam mu "horror w ośnieżonym lesie" najpierw wytknął mi brak myślenia, że nie przygotowałam telefonu, a później śmiał się z moich "strachów". Pewnie nie byłoby całej historii, gdyby kuzyn znal Twój numer telefonu (Twój telefon w wewnętrznej kieszeni kurtki był sprawny), ale to niestety nie przyszło wcześniej nikomu do głowy. Nienaładowana komórka to był mój duży błąd, bo mam zainstalowaną aplikacje pozwalającą namierzyć mój telefon. No cóż? Uczmy się na własnych błędach! Obiecałam, że więcej nie będziemy się wybierać w ośnieżony las na nieprzewidzianie długi spacer bez sprawdzenia telefonu. Duzo później, gdy zostaliśmy sami, leżąc pod ciepłą kołdrą, powiedziałam Ci, że pomimo dużego stresu tam w lesie, byłam pewna, że Twoja obecność jest barierą dla jakiegokolwiek zła (a może nie do końca myślałam, że coś złego może się nam przytrafić?) i dziękowałam za Twój spokój. Masaż moich zasinień "mazidełkiem" doktorka był przyjemny, Twoje ciepłe ręce były mi potrzebne po takim "spacerze z przygodami" i bardzo niecierpliwie czekałam na dużo rozleglejszy masaż.. a może i nie-tylko masaż?.. Doskonale odczytałeś moje myśli.. mimo zmęczenia.. I to było to wspaniałe zakończenie tego dnia.
Za oknem nadal sypał śnieg, okrywając naszą przygodę drugiego dnia świętowania w górach..
cdn.

Milena775
foto-net-Tapety


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za każdy komentarz..